14 lutego 2012

Uśmiechnij się jutro będzie wojna

Na podstawie książki "Jutro" powstał film o zupełnie niespodziewanym tytule "Jutro kiedy zaczęła się wojna". Australia idzie na wojnę i nie odda nawet guzika. Możecie obejrzeć za darmochę.

Jeśli nawet książka jest o niebo lepsza od filmu, to nie mam najmniejszej ochoty na czytanie jej, stanowczo wystarczy mi to co widziałem.

O ile jeszcze początek jest do przyjęcia, ot życie niebiednych nastolatków to, to co zaczyna się po inwazji, to jest kpina. Jak jeszcze mogę przeboleć w książce, że autor jest bogiem dla swoich niedorozwiniętych tworów, to oglądanie tego na filmie jest żałosne i chyba dopuszczalne tylko w regionie Australii i Oceanii.
W wojsku przeszedłem szkolenie pirotechniczne (dla mniej zorientowanych, szkolenie saperskie) zatem ze strategia i taktyką niewiele miałem do czynienia. Mogę więc liczyć tylko na chłopski rozum. Co jest ważne aby skutecznie prowadzić działania wojenne? Trza mieć armie, no i ok, armia jest. Broń i amunicja, jak widziałem jedno posiadali, a drugim szafowali więc też mieli. Paliwo i żarcie, o ile to drugie można zdobywać w trakcie walk, to pierwsze trzeba mieć i starać się zdobywać. A jak już zdobędziemy, to najlepiej je przenieść, żeby dotychczasowy właściciel nie wiedział gdzie ono jest i nie zniszczył albo nie odbił, no i trzeba pilnować. Tu, totalna beztroska, zdobyczne cysterny stoją tam gdzie stały i pilnuje ich dwóch żołnierzy przy bramie i jakiś patrol łażący przy ogrodzeniu, który zamiast strzelać do złodziei, to za nimi biega.
Scena pościgu jest majstersztykiem samym w sobie. Zaczyna się od strzelania z pozycji stojąc lub przyklęku, do tak niewielkiego celu jakim jest szoferka śmieciarki. Oczywiście broń automatyczna nie jest tak celna jak snajperka, ale z piętnastu metrów ogniem ciągłym można bezproblemowo trafić w człowieka. Sukcesy, aż jedno trafienie w przednią szybę kabiny, zapomniałem dodać, że strzelało sześciu żołnierzy. Ale nic to, najwyraźniej trafiła się drużyna zezowatych, toż z tak błahego powodu jak wada wzroku nie można człowieka skreślać. Jadą, w pościg za nimi rzucają się dwa samochody typu buggy, uzbrojone w ciężki karabin maszynowy każdy. Jadąc z tyłu za śmieciarką w co strzelam? Nie, nie w koła, nie w znajdujące się w podwoziu bak czy inne części, tylko w budę ze śmieciami, ale i tak już większe sukcesy, jedna przestrzelona opona i jakaś butla pod ciśnieniem. Przez pewien czas pojazdy jeżdżą w kółko, ale tych sześciu z pierwszej sceny poszło robić babki z piasku i już nie biorą dalszego udziału w starciu. Ostateczne rezultaty: przednia szyba, opona prawa, jakaś butla i dużo dziur w pojemniku na śmieci, po stronie napastników; dwa zniszczone pojazdy, czterech żołnierzy, dwa ciężkie karabiny maszynowe, masa amunicji po stronie obrońców i to bez jednego wystrzału, bravo.
Jak zdobyłem przyczółek, z którego prowadzi jedna droga i tylko jeden most, to tego mostu bronie jak niepodległości. Wiem, bo widziałem film "O jeden most za daleko", który opowiada o operacji "Market garden" przeprowadzonej w czasie II Wojny Światowej. Dobrze umocnione stanowiska na wszystkich drogach prowadzących do mostu, baterie przeciwlotnicze przy moście, stałe patrole rzeczne i lotnicze, oddelegowana bateria artylerii do osłony. W filmie, po moście pęta się kilku kolesi i to wsio. Rozumiem, że ci dobrzy musieli wygrać, ale litości, nie w ten sposób.
Ja wiem drodzy Australijczycy, że ostatnia wojna minęła was o włos. Choć dla kilku tysięcy waszych chłopców stała się koszmarem na Nowej Gwinei i Jawie, to większość z was nie ma pojęcia czym jest i jak okrutna jest wojna. Stąd pewnie sukces tej przygodowej mrzonki o bohaterstwie i chwale. Już lepiej obejrzeć film "Szeregowiec Ryan" lub "9 kompania", serial "Kompania braci" lub "Sztrafbat" i zobaczyć, że pięknie to wygląda tylko w słabiutkich książeczkach i filmach kręconych ku pokrzepieniu serc. Tak naprawdę wojna jest straszna, a jak chcecie się przekonać jak fajnie jest w azjatyckich obozach, to "Łowca jeleni" się kłania.

Ale jest jeden powód, dla którego warto to obejrzeć. Pamiętacie Agnieszkę Włodarczyk z "Sary"? Na pewno pamiętacie ]:-> Główna bohaterka jest bardzo podobna do niej z tamtych lat, a może nawet ładniejsza. No może jeszcze jeden, krajobrazy są przepiękne.

Młodzi Australijscy aktorzy spisali się całkiem dobrze, trzeba powiedzieć, może poza sceną finałową, ale na tle ostatnio oglądanych produkcji amerykańskich, to ich gra była wręcz doskonała. Jeśli oceniać to jako głupawą przygodówkę to swobodnie można dać nawet 7/10, bo w innym przypadku, to żal dać cokolwiek. Mam tylko cichą nadzieję, że paranormale nie są lepsze. I oni nakręcili kiedyś "Mad-Maxa", świat schodzi na koty.

"Jutro, kiedy zaczęła się wojna" tyt.org. "Tomorrow, when the war began" scen. i reż.Stuart Beattie w głównych rolach Caitlin Stasey i Deniz Akdeniz

4 komentarze:

  1. Książka jest skierowana do młodzieży, więc i po filmie nie ma co się spodziewać epickości.
    Od książki i filmu trzymam się z daleka - i wygląda na to, że postępuję właściwie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja się nie spodziewałem epickości ale odrobiny realizmu już tak, a tu nie uskrobałabyś tego żeby choć pod mikroskopem obejrzeć.

      Usuń
    2. Współczesne kino coś kiepsko sobie radzi z realizmem. A jeśli jeszcze wepchną do "dzieła" 3D, to mamy już klapę na całej linii - przerost formy nad treścią i niezbyt przyjemne efekciarstwo

      Usuń
  2. Braku czujności po stronie okupanta bym się nie czepiał. Nie pierwszy okupant, który nie docenił przeciwnika, i na pewno nie ostatni.
    Natomiast przeciwnik zachowuje się jak pijane dzieci we mgle. Tu radio odłożą i zajmą się babskimi zwierzeniami, tam zapalniczki zapomną, ówdzie ćpuna do oddziału wezmą, a już szczytem idiotyzmu jest duszeszczypatielna akcja z jazdą do szpitala. Piękne, ale żaden odpowiedzialny dowódca by na to nie pozwolił. Można było pokazać przy tej okazji właśnie to, co w wojnie najgorsze - że czasem wojenna konieczność każe pozwolić, by ktoś umarł, albo porzucić go na pastwę wroga.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za Wasze komentarze, to fajnie wiedzieć, że ktoś (poza mną) z tego korzysta.