25 lutego 2012

Zabiłem siedem ćmów

Najbardziej fantastyczny w tej książce jest napis na jej tylnej okładce "Mistrzowskie połączenie science-fiction z powieścią filozoficzną". O ile można tą książkę podciągnąć pod fantastykę, bo i podróż przez kosmos i statek kosmiczny i dinożarły są, to z nauką to ma znacznie mniej wspólnego niż ja, udało mi się przecież przebrnąć przez podstawówkę. Zaś zbiór banałów i komunałów, podlany cienkim sosem psychologii tłumu i dość osobliwego kreacjonizmu autora nazwać filozofią bym się nie odważył. Słowo mistrzowskie pasuje tu jak wół do karety.

Po pierwsze statek: 32 km długości i pół kilometra średnicy walca wewnętrznego plus walec zewnętrzny do tego żagle słoneczne o rozpiętości miliona kilometrów kwadratowych. W sumie potworna masa, bo jeśliby przyjąć, że masa metra kwadratowego żagla wynosi jeden gram to uzyskujemy 1000000000000g=1 Mt  plus kadłub plus wyposażenie wewnętrzne = jakiejś kosmicznej liczbie.
Po drugie załoga: 144000 załogantów plus kilkaset osób, którzy zbudowali i wyposażyli statek plus woda plus powietrze plus zwierzęta i rośliny plus inne materiały potrzebne do przeżycia i życia i mamy następne +/- 100000 ton.
Jakiej trzeba energii żeby wysłać to na orbitę okołoziemską, ja sobie nie wyobrażam, a do liczenia nie mam głowy ale jak ktoś chętny to bardzo proszę.
Z podstawówki wiem, że jeżeli statek podlega akceleracji lub deceleracji, to na ciała znajdujące się w tym statku działa siła bezwładności. Żaglowiec słoneczny w tej powieści podlega ciągle przyspieszeniu lub hamowaniu, siła bezwładności oddziaływałaby więc na wszystko co się w tym statku znajduje wzdłuż osi statku. Wszyscy i wszytko, nie przymocowane do kadłuba, albo leżałoby na końcu statku albo na jego początku.
Pożar lasu w zamkniętej przestrzeni, czy widziałeś co działo się w Rosji w czasie pożarów lasów, przecież zanim wypaliłby się tlen w tym statku kosmicznym, to wszyscy zginęliby zatruci dwutlenkiem i tlenkiem węgla
Czy przyspieszenie 1G wystarczyłoby, żeby osiągnąć w ciągu miesiąca prędkość 2000000km/h?
Jaką energię kinetyczną wyzwoliłoby zderzenie z ziarnkiem piasku  przy prędkości 2000000km/h, ile takich zderzeń przetrwałby kadłub i żagiel. Jak wiemy próżnia kosmiczna nie jest całkiem próżna, chyba, że nie wiemy, to wtedy piszemy taką książeczkę jaką zafundował nam Bernard Werber. 
To nie jest fantastyka naukowa, to są fantasmagorie.

Filozofowanie o dzikiej małpie siedzącej w człowieku, o jego krwiożerczości, pociągu do hazardu, wojen, mordu i dominacji nad innymi, to jeszcze nie filozofia. Już nic nie mówiąc o komunałach wygłaszanych przez bohaterów powieści. Historia tysiącletniej podróży, potraktowana przez autora po macoszemu, w porównaniu do powieści Simaka o podobnej wyprawie, zasługuje na dożywotni zakaz pisania. Zaś wypowiedzi ostatniej dwójki ludzi na planecie docelowej, którzy ocaleli z pogromów i wojen odbywających się na pokładzie statku, już nic nie pisząc o ostatnim wyborze na statku, to po prostu żałość i trwoga.

Osobiście żałuje, że dałem się skusić na tą książkę 4/10 i nie polecam.

Bernard Werber "Gwiezdny motyl" tyt.org."Le papillon des étoiles" Wydawca Wydawnictwo Sonia Draga Sp.z o.o. 2009

ps. Zachciało mi się i policzyłem ile ważyłoby powietrze, potrzebne do wypełnienia statku. Pewnie mi nie uwierzycie ale przedstawia się to wzorem 250m^2*3,14*32000m*1,2kg/m^3=±7.5 Mt

7 komentarzy:

  1. Że też Ci się chciało to wszystko wyliczać : D Przynajmniej dzięki temu recenzja wyszła ciekawie, a widzę, że pewnie nawet sporo lepiej od książki : )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szukałem jeszcze wzorów na wyliczenie energii potrzebnej na wysłanie określonej masy na orbitę okołoziemską, ale podejrzewam, że jest to żmudniejszy proces. Znalazłem tylko porównanie masy startowej z masą wyniesionego satelity, i przedstawia się to jak 30/1 czyli na każdy wyniesiony kilogram trzeba zużyć ok. 30 kilogramów paliwa.

      Usuń
    2. Autor naprawdę sobie taki dołek wykopał, zamiast napisać, że statek zbudowano na orbicie? Wierzyć się nie chce : )

      Usuń
    3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
  2. A książka trochę mi się podobała. ;) Na fizyce się nie znam, ale wydawało mi się dziwne, że tak wielki statek zbudowano na Ziemi, a nie na orbicie. Ale najfajniejsze było, jak facet wyrżnął sobie żebro, coby Ewę stworzyć, bo Lilith została pokąsana przez węża. ;) I jeszcze to, że dziewczyna mówiła normalnie, tylko imiona przekręcała. :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Siema. Zakładam że Twoje obliczenia są poprawne. Wystarczy przekształcić trochę wzór na 2 prędkość kosmiczną lub energię potencjalną w polu grawitacyjnym co da nam pracę w dżulach wymaganą na wyniesienie masy w kosmos. Potem przyjąłem, że prędkość wynoszenia będzie związana z prędkością kosmiczną, czas który z tego mi wyszedł dał mi moc silników wymaganą by wynieść ten statek na orbitę okołoziemską - 2*10^12 W czyli 1000 najnowocześniejszych obecnie (2010+) elektrowni atomowych.
    Ponadto jeżeli statek przyśpieszałby przez miesiąc z przyśpieszeniem ziemskim to po miesiącu poruszałby się z prędkością v=45,76*V gdzie duże V to prędkość którą koleś podał w książce. Reszty mi się nie chciało liczyć, żenada.
    Jeśli kogoś interesuje bardziej dokładne spojrzenie na świat to polecam Lema, np jego Fiasko pod tym względem robi dobrą robotę. On się nie myli w takich rzeczach, jedyne rozbieżności są spowodowane stanem nauki w jego czasach.
    Jestem inżynierem Fizyki technicznej.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie przeczytałam całej od wczoraj się z nią morduje. Może jestem zbyt dużą realistką, ale do cholery za dużo w tej książce zbiegów okoliczności, jest przewidywalna i nie zaskakuje ani trochę. Ktoś bardzo mądry umieścił w streszczeniu na okładce pierwsze 120 stron i zdradził zakończenie (może nie dosłowne, ale jestem na 170 stronie i książka nie zaskoczyła mnie w żadnym stopniu, co więcej domyślam się co się stanie i nawet nie chce mi się czytać ostatnich stron). Postacie wydają mi się po prostu głupie, bezosobowe. Twórca statku nie ma żadnej cechy oprócz tego że jest roztrzepany, co nie jest moją obserwacją, ale autor po prostu mi to parę razy wyłożył na stronicach swojej powieści.
    Czas też jest ostro pokrzywiony. Omijam samą konstrukcję statku kosmicznego i cały mechanizm, wyłożone na niego fundusze i obliczenia fizyczne. Oni go budują w jakimś kosmicznie krótkim czasie. Portfel sponsora zdaje się nie mieć granic, jest nazwany najbogatszym na świecie, a nie potrafi poradzić sobie z mediami. Zwłaszcza w świecie gdzie wszystko napędza materializm i zachłanność. Wizja świata jako kolebki zła też jest dość komiczna. Nie wspominając już o postaci Domina, który rozwala wszystko. Jest tak irracjonalny (jego dokonania), że aż komiczny.

    A tak poza nieklejącą się według mnie fabułą i słabą realizacją świata przedstawionego język jest pusty. Nigdy jeszcze (albo bardzo rzadko) spotykam się ze zlepkami słów gdzie na jednej stronie jedno sensowne zdanie jest utopione w morzu bełkotu.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za Wasze komentarze, to fajnie wiedzieć, że ktoś (poza mną) z tego korzysta.