24 sierpnia 2014

Się wytłumaczył

Ostatnio coś u mnie biednie z nowymi opiniami, na temat książek i filmów. Muszę się wytłumaczyć, bo to nie ładnie tak sobie nic nie robić. Otóż zajęty jestem ponadwymiarowo, jeśli chodzi o czas i wysiłek. Moim rodzicom krzywda się stała i teraz ją naprawiają powoli, ale do tej naprawy trzeba było przygotować jedno z pomieszczeń, maksymalnie je opróżniając. Najwięcej w owym pomieszczeniu było moich książek, które chcąc nie chcąc zabrać musiałem.

Trzeba było książki nie tylko przewieść, ale i gdzieś ustawić. Drogom kupna nabyłem zatem regał (ależ to szumnie zabrzmiało w stosunku do tego co nabyłem). Dwa boki, cztery półki (niektóre będą zmieniać nazwę w trakcie montażu) dno i daszek (nazwane wieńcem dolnym i górnym dla niepoznaki). Wszystko zaczyna się jak zwykle od wyjęcia wszystkich części z pudła. Trochę zdziwiła mnie ilość otworów powierconych w tych częściach. Ale pomyślałem, że jak jakiś zostanie po zmontowaniu, to wleje weń paliwo i może się uda odlecieć tym co wyjdzie. Kartonik z wkrętami, częściami i innymi przydatnymi kawałkami. Przeliczyłem, wyszło o trzy wkręty za mało, policzyłem jeszcze raz, dwa za dużo. Nie ma sprawy, jak zabraknie to się dokupi, znam się na wkrętach lepiej niż ci, którzy wymyślili ten regał. Trzeba najpierw przykręcić nóżki do wieńca dolnego (do spodu, do dolnej części regału, a to nie, trzeba być oryginalnym, mam tylko nadzieję, że mnie kiedyś nie pogrzebie pod tymi wieńcami). Ludzie te nóżki, to cud techniki. Inżynierowie z NASA zrobiliby z nich silniczki korekcyjne, albo instalację powietrzną do średniej wielkości lądownika. Montaż ich jest banalny, zdejm, odkręć, przyłóż, wkręć, dokręć, przykręć, załóż i tak cztery razy. Nóżki za mną, teraz trzeba okrągłą część mimośrodu włożyć do otworów w półkach stałych. Pyk, pyk, pyk, pyk zrobione, wróć, wyjmij, ustaw tak, aby tylko dokręcić, pyyk, pyyyyk, pyk i pyyk, zrobione. Teraz druga część mimośrodu, trzpień należy włożyć w otwory na boczkach, trryk, zrobione. Dobrze, wyjmij i włóż w odpowiednie otwory.
Przystępujemy do montażu regału. I tu dowiadujemy się, że pisarz erotyków, nie powinien pisać instrukcji. Rozchyl je na boki, tak aby powstał kąt 70 stopni. Zbereźnie, nie? a chodzi o boczki zamontowane do wieńca dolnego, aby przykręcić półki stałe. Pewnie, gdybym się słuchał tej instrukcji, to nadal byłbym na etapie poszukiwania dwóch chętnych, do tego rozchylania. Postawiłem boczek, na boczku, nałożyłem półki stałe na trzpienie i kołki, dokręciłem mimośrody, nałożyłem drugi boczek na półki stałe i dokręciłem resztę mimośrodów. I właśnie w ten sposób, półki stałe zmieniły się w wieniec środkowy (no bajka). I już z górki, zamontowałem wieniec dolny (dla uproszczenia: spód) z nóżkami, zaraz potem górny. I tu pojawił się problem. Plecki podzielono na dwie części i dołożono listwę spajającą, zapomniano jednak, że listwa ma w środku, milimetrowej grubości łącznik. Zaś dziurę na plecki, zrobiono na dokładny wymiar dwóch połówek, bez listwy wchodzą plecki idealnie, z listwą za żadne skarby. To sobie listwę odpuściłem. Przybiłem plecki gwoździami i postawiłem już prawie gotowy regalik do pionu. Podpórki kołkowe wcisłem na ich miejsce i położyłem na nich półki. I voila, regał gotowy.

To co widzicie na zdjęciach to pierwsze zapełnione półki (w trakcie pisania tego tekstu na półkę fantastyki przybyło trzy, zaś na pratchettową kilka). Powstają półki Arthura C. Clarke'a i Asimova. Na drugim regale będzie półka Lema (pewnie zmieści się jeszcze jakiś polski autor), Conana, Kinga, Dicksona i inne. Wszystko o ile będę miał czas i siłę aby to zrobić, bo na razie ledwie zipię, a tu już trzeba zacząć szykować, u rodziców, drugi pokój i kuchnię, a cały czas opróżniam ich piwnicę (bynajmniej nie z winami, głównie kupa popleśniałych i pordzewiałych gratów[piwnicę zalało]), która też doczeka się remontu. Jak emocje już opadną i po gipsowaniu kurz, to się przyłożę i kolejne opinie dołożę, a na razie się położę.

17 sierpnia 2014

Co się zdobywa jak się wygrywa?

Poza nagrodą, często gęsto zdobywa się doświadczenie. A jeśli to był konkurs urządzony przez Filmweb, to jak w moim przypadku, zdobywa się głównie doświadczenie i jest ono nieco przykre.

Często biorę udział w konkursach, tak zwanych biletowych. Kilka wygrałem i bilety albo odebrałem w siedzibie, albo byłem na liście. Takoż tu żadna przykrość mnie nie spotkała. Ale czasem nachodzi człowieka chętka do wzięcia udziału w konkursie rzeczowym, takim co są jakieś fajne gadżety do wygrania. I tu zaczynają się schody. Jak na razie "wygrałem" w dwóch takich konkursach. Dlaczego "wygrałem", a nie wygrałem, otóż:

W pierwszym, który ponoć wygrałem, była do wzięcia koszulka "Jestem bogiem" (co prawda mi, jako miłośnikowi fantastyki wszelakiej, bardziej by pasowała "Jestem borgiem", ale jest co jest). Co prawda ani tematyka, ani bohater filmu pod tym tytułem, nie interesują mnie na tyle aby obejrzeć owo dzieło. Na szczęście pytanie było niewiązane z filmem i mogłem się wykazać. Wykazałem się, ogłoszono mnie jednym z wygranych, niestety koszulki po dziś dzień moje oczy nie widziały.

Niedawno skusiła mnie nagroda w konkursie dotyczącym filmu "Na skraju jutra". Film dość przeciętny. Wykorzystano "Dzień świstaka", potworka z "Sharktopusa" oraz jak zwykle niezwykle nijakiego Toma Cruise'a. Ale nagroda palce lizać, książka (na podstawie, której film nakręcono) oraz zestaw gadżetów. Koszulka, czapka, ładowarka, latarka itd. Zależało mi zwłaszcza na koszulce. Ucieszyłem się, kiedy

 okazało się, że jestem jednym z wygranych. Od razu odpisałem podając moje dane i zaraz po prawie dziewiętnastu dniach, wysłałem zapytanie co z moją nagrodą. Już po kolejnych dwóch dniach dostałem odpowiedź, że właśnie ją do mnie wysłano. I rzeczywiście cztery dni później awizo w skrzynce. Poleciałem na pocztę odebrać długo czekane trofeum. Zdziwiła mnie nieco małość koperty, ale może zminiaturyzowane te gadżety, doda się wody czy czegoś tam i będzie dobrze.

Książka jak widać dotarła, najwyraźniej czytanie w redakcji portalu filmowego, nie jest w modzie. Z zestawu gadżetów, ostał mi się jeno kubek (chyba że doliczymy Praktyczne Pudełeczko do Przechowywania Różnych Różności oraz Równie Praktyczną Foliową Torebeczkę) zapakowany w kartonowe pudełko z niebezpiecznym napisem "made in China". Rozumiem, że kubek nikomu nie przypadł do gustu, czemu się nie dziwię, bo mi też nie bardzo. Niestety, nie mam mikroskopu, bo może gdzieś w kącie koperty czają się nanoboty, aby mi resztę gadżetów wytworzyć, po naciśnięciu guzika start na obudowie największego z nich, ale tego się nie dowiem.

Zamierzam odesłać ów kubek (razem z pudełeczkiem i torebką), redaktorowi naczelnemu, coby go oddał osobie, która przywłaszczyła sobie pozostałe elementy MOJEGO zestawu. Tylko niech mu powie, że kubek co prawda dostał, ale resztę ukradł. Jeśli nie ma ochoty na konfrontacje, to może zrobić z nim to, co zawsze polecał zrobić z niechcianymi przez nikogo rzeczami pułkownik Richard Ames ("Kot, który przenika ściany" Robert Heinlein), zgnieć go tak, aby powstały ostre kanty i wsadź go sobie głęboko w rzyć. Nie róbcie ludziom łachy w stylu, naści nieboże, co mi w gardło wleźć nie może, jak przywłaszczyliście sobie co fajniejsze rzeczy, to nie wysyłajcie reszty śmieci do "zwycięzców" konkursu, bo a nuż się zadowolą. Zestaw to przynajmniej dwa elementy (choć biorąc po uwagę pudełko i torebkę, może niesłusznie się czepiam), jednoodcinkowych seriali też nie ma, głupio by zabrzmiało: obejrzeli państwo pierwszy i zarazem ostatni odcinek (to też niby dwa są) serialu komediowego "Jak oszukać wygranego".

I tak to wygrany jest bardziej przegrany od odrzuconych w konkursie. Szkoda, że nie wiem, kto był sponsorem nagród, bo może zaciekawiłoby go, co się stało z jego nagrodami. Ale jeszcze poszukam. Nie ma sensu abym brał w udział w kolejnych konkursach na stronie filwebu, bo prędko to pewnie nie wygram, choć jak widać na załączonym obrazku, między zwycięzcą a przegranym większej różnicy nie ma.