12 lutego 2012

Nie mam serca

Przez kilka dni nic tu się nie działo i jeszcze pewnie przez kilka nic się nie wydarzy.

Mojego Ojca od września kilku lekarzy leczyło (bez większych sukcesów) z zapalenia płuc. Dwa dni temu się pogorszyło i w końcu trzeba było wezwać karetkę. Ojczysko ma już swoje lata, ma ich już 70 kilka, nie jest już młodzieniaszkiem. Jak się okazało na SOR-ze, zapalenie płuc było tylko skutkiem niewydolności krążenia. Więc ta zgraja łapiduchów, co ja piszę jakich łapiduchów, to zwykłe konowały, mogła mojego Ojca leczyć z tego zapalenia płuc aż do śmierci z powodu zapaści. Ale to nie jest koniec historii. Pogotowie zabrało Ojca na SOR o 21. O 22 jak ja dotarłem na SOR ojca nadal badano, o 23 wreszcie (mimo, że nadal znajdował się w czerwonej strefie) wpuszczono mnie do niego na chwilkę. Dałem mu co dać miałem chwilkę porozmawiałem i zwiałem, bo nie miałbym jak wrócić. Następnego dnia się dowiedziałem, że Ojca o 24, przypominam staruszek ma 70 kilka lat, niewydolność krążenia oraz zapalenie płuc, przewieziono do szpitala oddalonego o dobrych 10 km, bo w szpitalu Bielańskim, na którego SOR-ze Ojczysko wylądowało, nie znalazło się ani jedno miejsce.  W tej chwili Ojciec leży na OIOK-u, wygląda (to znaczy, to co widać spod rurek, igieł, wenflonów, kroplówek i innego sprzętu medycznego podłączonego w najprzeróżniejszy sposób, do kilkunastu miejsc) już znacznie lepiej.  Ale pewnie jeszcze kilka dni będzie tam musiał spędzić. Swoją drogą całkiem fajnie wyglądało, to co przynieśli do żarcia. Ciekawe czy można tam wykupić obiady?

Więc nie dziwcie się, że brakuje słów tutaj, kiedy wszystkie me myśli są tam z nim.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za Wasze komentarze, to fajnie wiedzieć, że ktoś (poza mną) z tego korzysta.