Ja pamiętam jeszcze epokę spaghetti westernów (zwłaszcza tych z Clintem) i czołówka do nich nawiązuje. Zaś tytułowa piosenka to jako żywo, troszeczkę podrasowany "Goldfinger" ze starego Bonda.
Czarni rewolwerowcy i afroamerykańscy bandyci na dzikim zachodzie nie są dla mnie czymś nowym. Łowcy głów też jakoś specjalnie mnie nie zdziwili. Połączenie więc jest tylko o tyle ciekawe, że wszystko dzieje się przed wojną secesyjną. Zaś niemiecki abolicjonista, antyrasista, protektor i wspólnik Django jest, jak nic, ukłonem w stronę niemieckich fanów za "Bękarty wojny" (Inglourious Basterds). A już zrobienie idiotów z członków kkk (który, swoją drogą, przed wojną secesyjną jeszcze nie istniał nawet w założeniach) jest już takim konformizmem, jakiego po Quentinie bym się nie spodziewał.
Incepcyjnie wprowadzona, dzięki "Co gryzie Gilberta Grape'a" (What's Eating Gilbert Grape), informacja, że DiCaprio niezłym aktorem jest. A która to wiedza niemało zatonęła wraz z Titanikiem przy " Niebiańskiej plaży" (The beach). Dzięki niemal lotniczym umiejętnościom w Django wskazuje, że Leonardo, jak nikt inny, nadaje się do ról psychopatów.
Tak po za tym western jak western. Sielskie widoczki na amerykańskie góry z końskiego siodła. Trening rewolwerowca. Biwaki z ogniskiem na całkowitym odludziu. No i pojedynki, ja kontra zezowata reszta świata okraszone fontannami krwi, które też już mi się opatrzyły. Nie ma tylko ujęcia z bagażnika, jeszcze ich nie wynaleziono (choć dynamitu używanego przez Django też nie). Taka ramotka dam 6/10. Raz obejrzeć się da.
"Django" tyt.org. "Django unchained" scen. i reż. Quentin Tarantino w głównych rolach Jamie Foxx i Christoph Waltz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za Wasze komentarze, to fajnie wiedzieć, że ktoś (poza mną) z tego korzysta.