14 maja 2014

Godzilla jednorazowa

Dzięki konkursowi na stronie FILMWEB i sieci kin CC, byłem na przedpremierowym pokazie najnowszego filmu, o jednym z najlepiej rozpoznawalnych potworków kina (i nie chodzi tu o jakość filmów, tylko o głównego bohatera). Na starcie tej opinii chcę powiedzieć, że to nie moja Godzilla. Nie jest to jaszczurka Emmericha, bliżej jej do japońskiego oryginału, ale to jednak nie to. Mojej Godzilli, co prawda robiły się fałdy na zgięciach, czasami groteskowo podrygiwały co poniektóre partie ciała i miała problemy z chodzeniem, ale była bardziej ludzka. Czasem zła, czasem złośliwa, a czasami dobra. Ta nowa, to taki przerośnięty ponad miarę dinozaur, który z bliżej niewyjaśnionych powodów, boi się amerykańskich lotniskowców.

Jeśli wybieracie się na ten film, możecie odpuścić sobie, zupełnie swobodnie i bez większego żalu, pierwszą godzinę. Jest to bowiem melodramat z Juliette Binoche i Bryan Cranston'em w rolach głównych. Ona ginie w katastrofie, a on rozpacza po jej utracie, nie mogąc się z tym pogodzić i sobie wybaczyć. My mamy to na co dzień, co prawda Juliette nie umiera, ale pewnie już wielu rozpacza, spłacając raty kredytu. Godzilli i tak nie uświadczysz.

Pamiętacie zapewne te epickie walki gumowej Godzilli z chordami lateksowych potworów, armiami żołnierzyków i modelami czołgów, dział laserowych, zamrażających promieni wystrzeliwanych z modeli jakiś latających fortec, czy też opancerzonych plastikiem cybergodzilli made in Japan. Te rozpadające się makiety miast i rozchlapujące morza, budziły zarazem grozę i fascynację, że zbudowano to tylko po to, żeby gościu w gumowym kombinezonie to porozwalał, ależ ja mu zazdrościłem. Ta nowa Godzilla głównie pływa. Wychodzi na brzeg raz, robi swoje i odpływa. Nie roznosi połowy miasta, a drugiej nie spala swoim radioaktywnym płomieniem, dla zabawy i ku uciesze widzów. Nie bawi się też kolejką, ani w elektryka, nie roznosi gór, ani nie ćwiczy karate. Realizm ma niestety swoje zady i walety.
Zaletą jest to, że wszystko wygląda realistycznie, wadą, że z powodu realistycznego wyglądu niewiele widać. Większość obrazu przesłaniają chmury, jakieś opary, dymy pożarów, wybuchy i tumany kurzu unoszącego się, z walących się drapaczy chmur. Już nic nie pisząc o ciemnościach. A ten realizm też czasem szedł na piwo, choćbym bardzo chciał, nie byłem w stanie uwierzyć, że Godzilla, mimo swoich rozmiarów, jest w stanie wywołać piętnastometrową  falę tsunami. Może przypominacie sobie (o ile oglądaliście, którąś z japońskich Godzilli) te fontanny (czy w jej skali wodospady albo raczej krwiospady) krwi godzillej. Ta nowa Godzilla nie gniotsa, nie łamiotsa, jak ruski zegarek albo nokia 3310, choć na końcu mdleje jak panienka z dobrego domu. Potem wstaje i odpływa w kierunku wschodzącego słońca, jakby się nic nie wydarzyło. Ludzie się cieszą i wiwatują, doprawdy ciężko to zrozumieć. Jak i końcowy wybuch atomowy. Ponadto moja Godzilla była najważniejsza, reszta służyła jako tło, to ona grała główna rolę. Teraz na tle dramatów ludzkich, gdzieś w głębi albo obok, rozgrywa się bitwa potworów. Film powinien mieć tytuł "Melodramat z Godzillą" albo "Długa droga do domu i Godzilla". Na dwie godziny filmu, Godzilla dostała jakieś dwadzieścia minut i to też nie zawsze na pierwszym planie.

Technika 3D zastosowana w Godzilli, czyli kilka płaskich planów, mi się nie podoba. Potwornie męczy oczy, a na dokładkę gubi się przy dużej liczbie szczegółów. Co mi po takim trzy de, jak i tak tylko jeden plan jest ostry, a reszta rozmazana. Film widziałem wczoraj, ale nie chciało mi się nic pisać, bo bolały i piekły mnie oba oka. Dlaczego nie stosuje się techniki z Avatara? Jest za droga, czy zbyt trudna.

Ot taki kolejny średniak, z szumnym tytułem i zapowiedziami, oraz większością zawartą w trailerach. Dużo efektów, pięć czy sześć screamerów (bądźcie przygotowani, bo w 3D to ma inny wymiar). Można to obejrzeć, ale nie spodziewajcie się rewelacji, ja daje 6/10.

"Godzilla" scen. Max Borenstein reż. Gareth Edwarda w roli głównej na pewno nie Godzilla

3 komentarze:

  1. Wreszcie jakaś konkretna opinia, bez lania wody o tym i tamtym ale nie na temat, który mnie interesuje, czyli ile Godzilli w "Godzilli". Moje obawy, jak widzę, się niestety potwierdziły - film o ludzkim dramacie, który w produkcji tego typu #nikogo i bestia ukryta w dymie, meh. Dzięki z ten tekst, pozwolił mi zaoszczędzić trochę grosza :]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty nie pisz tak, bo mnie jeszcze wezmą i zgrillują ;) Film jak najbardziej do obejrzenia i to w kinie, tylko zupełnie spokojnie można zaczekać i jak już zejdzie z nowości i będzie można kupić bilet w jakiejś promocji 2 za 1 czy tam za jakieś batoniki.

      Usuń
    2. Obejrzeć obejrzę (w końcu to Godzilla, było nie było), tylko tak jak piszesz - poczekam, aż będzie taniej :]

      Usuń

Dziękuję za Wasze komentarze, to fajnie wiedzieć, że ktoś (poza mną) z tego korzysta.