22 lipca 2012

Smerdolony romans

Pisarze mają strasznie ciężkie życie jak nie muszą wyręczać policji w jej robocie i wykrywać sprawców zbrodni, to znowu czyhają na nich różne takie co to się nawet opowiedzieć o nich nie da. A jak się nie da z powodu okropności tego czegoś, to King o tym napisze.

Czego to Stephen już nie napisał i horror, i thriller, i kryminał, i bajki dla dzieci, i wiersze (ale akurat to, to mu nie wyszło), i SF, to i przyszedł czas na romans. Ale jest to romans w stylu Kinga. I to Kinga, którego lubię. Nie zawsze podoba mi się to co napisze, zazwyczaj zakończenie jest najsłabszą częścią całości ale to jak on pisze, to jest niesamowite. Jak zgrają się wszystkie elementy to mamy perełkę w postaci Lśnienia czy Misery. Wystarczy jednak, że Stephen pisze jak King i ciężko się oderwać od tego co stworzy, bo oplecie nas tymi swoimi bafami (niekiedy krwawymi), południową trzęsidupą, stworzeniem o nieskończonym srokatym boku, smerdolonymi nagrodami tatusia i wpadliśmy.

King kiedyś napisał, że nawet najlepiej stworzony przez pisarza bohater to tylko worek kości. Bohaterowie Stephena mają jeszcze wnętrzności i układ krwionośny, który autor dość często zmusza do wzmożonej pracy. I mają też worek wspomnień, który przeraża zazwyczaj swoją zawartością. Lisey da nam zajrzeć do dwóch takich worków i ja chromolę takie wspomnienia. Za żadne pieniądze nie chciałbym nawet garstki.

Nie jest to arcydzieło, ale mi osobiście się podobało, bo to jest King z bardzo sroKatym bokiem. Ode mnie dostaje 6/10 i potrzebuję czegoś w lżejszych klimatach, bo jakoś tak mi mroczno na duszy.

Stephen King "Historia Lisey" tyt.org. "Lisey's story" Wydawca Prószyński Media Sp.z o.o. 2009

11 lipca 2012

poGONiE T(w)O

Tak jak po dniu przychodzi noc, tak po części pierwszej musiała nadejść część druga (oczywiście nie dotyczy to Douglasa Adamsa, bo u niego po części pierwszej, która niekoniecznie musiała być pierwszą, może nadejść część piąta i nie będzie to wcale skutkowało jakimiś perturbacjami, bo samo czytanie książek Adamsa już tym skutkuje). I o ile dzień warto przeżyć jak najlepiej, to noc warto przespać (o ile nie jest to noc z piątku na sobotę). Tak i tu o ile jeszcze pierwsza część się broniła i wartką akcją i całkiem dobrze prowadzoną narracją, oraz była niezłą kompilacją kilku świetnych pomysłów. To druga część, w której autor musiał użyć już własnej inwencji, niestety poszybowała w dół, zupełnie jak jeden z jej bohaterów.

O ile jeszcze jestem w stanie uwierzyć, że za pomocą karty magnetycznej można wejść do sterowni elektrowni atomowej i jeszcze od bólu uwierzę, że nie trzeba było poza tą kartą znać kodów, ani że nie było żadnych innych zabezpieczeń. To w to, że książka kodów sterujących reaktorem leży sobie ot tak na półce, zaś komputery nie są zabezpieczone jakimiś hasłami, kodami i innymi bajerami raczej trudno jest przełknąć. Jeszcze ciężej poszło mi uwierzenie w to, że dzieciaki stoją sobie nad otwartym reaktorem atomowym, z którego na dokładkę wysunięto pręty sterujące i nic. Ja lubię bajki ale nie bajdy. Gdyby to wszystko co autor opisał z taką dokładnością było możliwe, to z dużą dozą prawdopodobieństwa można powiedzieć, że amerykanie albo już nie mają żadnej elektrowni atomowej, która jeszcze nie wybuchła, albo że autor powypisywał takie bzdury, że od samego czytania ich można dostać choroby popromiennej.

"Głodny w ciemności" też jest ciekawy. Jak jeszcze był głodny to nikt i nic nie było mu się w stanie oprzeć, może poza jednym autystycznym dzieckiem. Jak się wreszcie najadł, to nie tylko ci dobrzy byli mu się w stanie oprzeć ale nemezis zesłał na niego jego najwierniejszy sługa.

Postrzał w serce, napromieniowanie, pęknięcie czaszki w części skroniowej prawdopodobnie z przemieszczeniem jest uleczalne od ręki, oczywiści ręki uzdrowicielki. Natomiast pęknięcie czaszki i krwiak mózgu już niestety nie. Ale tak to już jest albo jesteś głównym bohaterem i wtedy nic ci nie grozi, albo jesteś tam jakimś epizodem i lecz się sam.

Za dużo chciejstwa, stanowczo za dużo. Już nie czytało się tak dobrze jak część pierwszą, bo czasami człowiekowi odechciewało się zaglądnąć co jest tam dalej napisane. Z całkowitą pewnością mógł sam sobie dośpiewywać co, kto kogo, czym i za co. Jak choćby w tym wątku z macką i martwą nieumarłą. Mogę się domyślić, że powstanie z tego połączenia biczoręki, którego trzeba będzie w całości spalić żeby się go pozbyć.

Dam za tą partaninę 4/10 tylko przez wzgląd na część pierwszą i odpuszczam sobie dalsze babranie się nomen-omen sferze nieznikniętych. Ilu ich tam jeszcze zostało? A na koniec mały braciszek cofnie wszystko do momentu zero i nikt nie będzie niczego pamiętał poza najgłówniejszymi bohaterami. Amen.

04 lipca 2012

Wiadomości z kraju i wszechświata

To wcale nie nasze rakiety z głowicami nuklearnymi latały po kosmosie, to były balony atmosferyczne. I nie, żadnego z tych balonów nie znaleźli i nie rozbroili nasi sąsiedzi ze wschodu. Przecież w kosmosie nie ma broni masowego rażenia, to tylko wroga propaganda, chcąca nas zdyskredytować w oczach opinii społecznej. Z tych też powodów nie miało miejsca głoszenie akcji Broken Arrow jak zapewnił nas Stefan Kot rzecznik prasowy naszych dzielnych sił kosmicznych.


Nieprawdą jest też, że z powodu zachłanności i chciwości doszło do katastrofy na jednej z badanych planet. Nie ma też krzty prawdy w doniesieniach o odkryciu na owej planecie zwierząt zdolnych do wytwarzania pereł wielkości kurzych jaj.
-Pani Basiu czy wyczarterowała mi już pani ten stateczek na Glorie. To świetnie, pilotem jest pan Stefan Kot. Co !! jesteśmy jeszcze na wizji ! UPS !
Kompletną mistyfikacją okazał się pamiętnik bandyty, który niedawno próbował porwać kosmolot. Kłamliwe informacje jakie opublikowano, że do tego porwania zmusiły go działania naszych tajnych służb, zmusiły władze do wydania zakazu publikacji reszty tego paszkwilu. Nieprawdą jest natomiast, że zlikwidowano wydawnictwo, które to wydało. Spowodował to odpływ czytelników, zniesmaczonych tym oszustwem. I to jest jedyny powód zniknięcia wydawnictwa z rynku. I dobrze trzeba uciec od jadowitych węży, które w taki sposób próbują sączyć truciznę do naszych umysłów. Sprawę zbadał dla państwa Andrzej Majchrzak.
 Boziu co za bzdura, tego to by chyba nawet Maciej Makowski nie wymyślił. Transfer sztucznej inteligencji do ciała człowieka. Co to jest, sezon ogórkowy. To dzielny komandor Ray uratował jedynego ocalałego rozbitka z kosmolotu pasażerskiego, a nie szalony komputer pokładowy zamknięty w jego ciele. Co zresztą zaraz sam nam potwierdzi. Jak to nie? Bipa tylko zero-jedynkowo. Zaraz mi jeszcze powiecie, że jak się go zamknie w obwód z telewizorem to wyświetla obrazki. CO ?!
Nareszcie radosne wiadomości. Na kontynencie afrykańskim, po wielkim kryzysie odradza się cywilizacja. Co z tego, że powoli. Krakowa też nie zbudowano w jeden dzień. Dzięki nowo sformowanym oddziałom, i użyciu zaawansowanej broni dalekiego zasięgu, nawiązano łączność pomiędzy plemionami. Znowu mozliwy jest dialog przez rzekę.
Źle się dzieje w państwie, oczywiście w państwie duńskim. Nieodpowiedzialna trupa aktorska wystawiająca archaiczną sztukę niejakiego Szekspira, mogła spowodować nieodwracalne zmiany w psychice, poszkodowanej w wypadku samochodowym, obywatelce naszego wspaniałego państwa. Jej męża cudem udało się uratować naszym dzielnym psychologom. Taki teatr jest złem i takim przedstawieniom mówimy stanowcze NIE.
Pragniemy stanowczo zdementować pojawiające się tu i ówdzie plotki, jakoby nasze wspaniałe państwo eksperymentowało na obywatelach. Na dokładkę wykorzystując do tego biedę czy strach przed śmiercią. Nie wyciągamy mózgów i nie podłączmy ich do komputerów. Transfer jaźni jest wyssaną z palca kalumnią, a niejaki Edmund Wnuk-Lipiński odpowiedzialny za nią, jest już poszukiwany.
 Nie ma żadnych dowodów, że w dziwną epidemię amnezji, jaka wybuchła w wypoczynkowej miejscowości nadmorskiej, zamieszane były "istoty z kosmosu". Raczej stawialibyśmy na brak umiaru w stosowaniu używek i używaniu życia. Mogło to być też spowodowane nietypowo przechodzonym zapaleniem opon mózgowych. Wszystkie ofiary tego schorzenia są pod ochroną. A sprawę na bieżąco śledzi dla państwa nasz wysłannik Andrzej Zimniak.
   
Nieustająco zapraszamy do komentowania i oceniania naszego dziennika w skali dziesięciostopniowej np. 7/10. Pozwoli to nam na lepsze dopasowanie wiadomości do państwa preferencji. Z góry dziękujemy.                                                                                                                                                                   "Spotkanie w przestworzach 6 antologia młodych" Wybór i opracowanie: Elżbieta Solak i Andrzej Wójcik Wydawca Krajowa Agencja Wydawnicza 1989