Wiek już taki, że pamięć wewnętrzna szwankować zaczęła, to tu będzie taki mój niepamiętnik.
31 grudnia 2013
Przeżycia kolejnego roku
Już za chwilę 2013 przejdzie do historii. Życzę zatem wszystkim szampańskiej sylwestrowej zabawy. Do samego rana nawet, bo tak można się bawić tylko raz w roku.
Nie przejmuj się, że nie umiesz tańczyć, bo może się okazać, że jesteś w tym całkiem dobry (a przynajmniej nie najgorszy). A nawet jeśli, to kto to będzie pamiętał (pamiętaj zabrać wszystkie komórki i smartfony)?
Zaś w nadchodzącym 2014 nie zamykaj się na świat i nie odgradzaj zimnem i smutkiem, wyjdź do ludzi, a może spotka cię coś miłego z ich strony.
Powodzenia we wszystkich sprawach jakich się podejmiesz i obyśmy kolejnego sylwestra mogli razem świętować.
ps. i taką prośbę mam, nie wsiadajcie po ... za kółko, nie dajcie okazji Mortowi na odwiedziny, bo kto mi tu będzie pisał komentarze (a on tylko z capslockiem, to wiecie jak to wygląda), takoż bądźcie ostrożni.
Aha jaka ja Achaja raz dwa trzy
wiek 37 lat
Wykształcenie
|
07-16
Niepełne średnie
|
|
|
Służba wojskowa
|
16
|
|
|
Doświadczenie zawodowe
|
|||
Kamieniołom
|
16-18
|
|
|
Dom gier i zabaw
|
18
|
|
|
Gospodarstwo rolniczo-hodowlane
|
18-19
|
|
|
Armia
|
19
|
|
|
Przedstawicielstwo
dyplomatyczne
|
19
|
|
|
Polityka i zarządzanie
|
19-37
|
|
|
Dodatkowe umiejętności
|
|||
Szermierka
|
07-20
|
|
|
Hobby i zainteresowania
|
|||
tatuaże
|
skaryfikacja
|
alkohole i żywność
|
ostre narzędzia
|
Odznaczenia
|
|
Zgodnie z moim własnym edyktem dane
zawarte w życiorysie mogą zostać wykorzystane jedynie dla celów
rekrutacji.
Notatka St. Headhuntera
Pracownik jest chwilowo niedostępny z powodu nagłego zgonu
spowodowanego zatruciem stalą narzędziową. Nie jest to jednak
okoliczność wykluczająca możliwość podjęcia współpracy. Z
pomocą miejscowego magika nawiązałem kontakt spirytystyczny z
kandydatką. Moim zdaniem jej osoba spełnia nasze oczekiwania co do
tego typu pracowników. Jest zabawna, elokwentna i niebrzydka.
Posiada też dar odpowiedniego dobierania osób i ich charakterów.
Jej niesamowite szczęście, do przeżywania niemożliwych do
przeżycia przygód oceniam na 6/10.
Z poważaniem
fprefect
"Achaja t.1,2,3" Andrzej Ziemiański Wydawca Fabryka Słów Sp.z o.o. 2002,2003,2004
28 grudnia 2013
Metrem po Stalingradzie
Pamiętacie "Tunel" ze stalowym Sylwkiem w roli głównej? Rosjanie pozazdrościli Amerykanom i postanowili nakręcić swój tunel. Dla niepoznaki dali mu tytuł Metro. Nie udało im się niestety znaleźć jakiegoś swojego Sylwka, zaś ten jankeski cały czas ma oddział geriatryczny pod rozkazami. Zapomnieli, a może zgubili w czasie realizacji, o scenariuszu. Jakieś wątki, bez sensu, nie mające zakończenia i nic nie wnoszące dla rozwoju akcji, jak i sytuacji bohaterów. A jeśli nawet jakiś był scenopis, to zapomnieli w nim o czymś takim jak dialogi. Rozmowy nie kleją się i nie mają większego sensu. Nie wiem, może puścili to na żywioł jak i grę aktorów, którymi targają emocje zupełnie nieadekwatne do sytuacji w jakiej się znajdują. Przynajmniej do scen rozbieranych zatrudnili gwiazdę, tyle że te sceny też im nie wyszły, nie ma momentów. Poza tym gwiazda niczym nie zabłysła dosłownie i w przenośni (nie licząc pośladków i łez obficie ronionych). Za zakończenie, ten film powinno się spalić wraz z reżyserem i scenarzystami. Za to zobaczyć zeszłowieczną (i to raczej pierwsza połowa wieku) sterownie moskiewskiego metra, niezapomniane, Rosjanie to bardzo odważny naród. Jedyna dobra scena, to odpływ wody z bunkra, kiedy wagon metra przestał szczelnie zatykać tunel (tak, tak, w moskiewskim metrze, wagoniki idealnie wypełniają przekrój tuneli, jak się któryś zaprze to jak korek w szampanie działa) , szkoda tylko, że ją przerwali. Oglądałem to za darmo, ale to nie było warte nawet poświęconego czasu, dwie godziny zastanawiania się co jeszcze schrzanią i kiedy wreszcie skończy się ta męka. Zaprawdę, widok gołych pośladków Swietłany Chodczenkowej nie jest wart oglądania reszty tego filmu.
Szczerze powiedziawszy, na ten film poszedłem tylko ze względu na nazwisko reżysera. 9 kompania zrobiła wrażenie i pozostawiła jakiś taki brudny ślad na duszy. I rzeczywiście, pod względem wizualnym film nie ustępuje amerykańskim superprodukcjom, zaś pirotechnicy i kaskaderzy wręcz pojechali po bandzie. Tyko znowu okazało się, że zazdrość to straszne uczucie i prowadzi do takich kalek fabularnych jak ten film. Zazdroszczono nie tylko pojedynczych filmów ale i chyba całego gatunku. Amerykanom pozazdroszczono Wroga u bram, Japończykom Siedmiu samurajów (tu co prawda jest czterech sołdatów i moriak, zatem tylko pięciu, ale w porywach i jak się uśredni, to można przyjąć, że siedmiu. Za to bronią nie jakąś wioszczynę ale dość duże miasto), no i western jako gatunek, strzelaniny rewolwerowców z przeważającymi siłami zła i finalny pojedynek złego z brzydkim powalają na kolana (tylko tego wielkiego lustra nad barem zabrakło, rozbijanego w czasie walki i byłby komplet, no ale skąd takie lustro w Stalingradzie czasów wojny, dajcie spokój). Nam chyba zazdroszczono Sienkiewicza, bo ten film to raczej ku pokrzepieniu serc zrealizowano niźli z chęci opowiedzenia o tym chyba najkrwawszym epizodzie II wojny światowej (w czasie walk zginęło ok. 1300000 ludzi. Walki były tak zaciekłe, że nie walczono już o ulice czy budynki ale wręcz o piętra i mieszkania w poszczególnych domach) , albowiem z rzeczywistością i realizmem to on się bardzo rozmija (w filmie prawdopodobnie chodziło o tzw. dom Pawłowa, który bronił przeprawy przez Wołgę. Tylko w rzeczywistości Pawłow, miał trochę więcej żołnierzy, lepsze uzbrojenie i ów dom utrzymał oraz przeżył wojnę) , a patetycznością dorównuje propagandowym amerykańskim filmom wojennym. Dla efektów wizualnych można ten film raz obejrzeć nie za bardzo zagłębiając się w treść.
W sumie to nawet cała 10 jest, bo Metro dostaje 4/10 zaś Stalingrad 6/10. I tak tylko żal, że wszystko się powoli holiłodyzuje i nie za bardzo jest na co pójść do kina. Tak jak u Okudżawy, a jednak mi żal, że po Moskwie nie suną już sanie i nie ma już sań i nie będzie już nigdy, a żal. Pozostaje nadzieja, że może ktoś się ocknie i zacznie kręcić swoje, a nie tworzyć kolejne kalekie kalki potworki.
"Metro" tyt. org. "Meтрo" scen. Wiktoria Jewsiejewa i Denis Kuryszew reż. Anton Megadriczew w rolach głównych Siergiej Puskepalis, Anatolij Biełyj i Swietłana Chodczenkowa
"Stalingrad" tyt. org. "Сталинград" scen. Ilia Tylkin i Siergiej Snieżkin reż. Fiodor Bondarczuk w rolach głównych Marija Smolnikowa, Piotr Fiodorow i Thomas Kretschmann
26 grudnia 2013
Fantastyka nie dla wszystkich
Zaraz, zaraz spokojnie, nie chodziło o to, że nie każdy może to przeczytać. Dla kilkuset ludzi na Ziemi to rzeczywistość. Co prawda szanse na polecenie w kosmos są porównywalne do trafienia w lotto (Polakom płci obojga polecam grę w totka, większe szanse. Trafienie szóstki to jak jeden do ok. czternastu milionów, zaś trafienie w kosmos to jak dotychczas jeden do ok. czterdziestu milionów, choć wydawałoby się, że kosmos większy, to i łatwiej trafić) ale jakieś tam są. Ale nie wystarczy mieć troszkę szczęścia i kupon totolotka. Potrzebne jest albo dwadzieścia milionów dolarów albo fart, końskie zdrowie i łeb jak sklep. Dla pozostałych to nadal praktycznie fantastyka.
Wśród tej nielicznej garstki jest jeszcze mniejsza grupka tych, którym dane było polatać dłużej niźli parę dni. Do niej zalicza się autor niniejszej książki Piotr Ilijcz Klimuk, który przebywał w kosmosie ciurkiem przez sześćdziesiąt trzy dni (łącznie spędził w nieważkości prawie 79 dób odbywając trzy wyprawy, w tym, z jak dotąd jedynym polskim kosmonautą Mirosławem Hermaszewskim). W 1975 roku była to druga pod względem długości pobytu ludzi w stanie nieważkości wyprawa. Wcześniej tylko Amerykanie i to przez przypadek, byli o trzy tygodnie dłużej (nie wyrabiali się z robotą i musieli zostać po godzinach i tak się jakoś miesiąc zasiedzieli).
Jest to relacja z wyprawy Sojuza 18 na stację orbitalną Salut 4. Na szczęście, nie jest to tylko suche sprawozdanie na temat przeprowadzanych eksperymentów i badań. Jest to pełna emocji próba opowiedzenia, nam ziemskim szczurom, jak to jest przebywać poza strefą przyciągania ziemskiego i atmosfery. Muszę wam powiedzieć, że poza samą niezwykłością, takiej wyprawy, wcale nie jest słodko. Tylko cienkie ścianki kosmicznej stacji oddzielają człowieka od ekstremalnie wrogich warunków, próżni i zimna. Znajdujesz się zaledwie 230 kilometrów od domu, a nawet nie możesz do niego zadzwonić. Dwa miesiące w ciasnym pomieszczeniu, z którego nie można pójść na spacer (w ogóle nie można pójść, można co najwyżej popłynąć), a nawet jakby można było, to nie ma za bardzo gdzie. I jak wytłumaczyć czym tak naprawdę jest ta nieważkość i jak się ją odczuwa, że to nie tylko zabawa kroplami wody i latanie po całym statku, ale stan nastręczający mnóstwa problemów i komplikacji. Odwapniają się kości, wiotczeją mięśnie walczące na Ziemi z ciążeniem, zmienia się przepływ krwi w organizmie i pewnie następuje kupa innych zmian, o których nie wiemy, a jeszcze zauważyć nie potrafimy (informacja zapewne ciekawa dla pań, w nieważkości znikają wszystkie zmarszczki z twarzy). Mimo wszystko chyba jednak warto byłoby to przeżyć choć raz, choć kilka dni.
W tym czasie, a mamy rok 1975, w ZSRR u władzy jest Leonid Breżniew. Kończy się dziewiąta pięciolatka (każdy więc wykonuje przynajmniej 150% normy). Zbliża się XXV zjazd KPZR. "Komunizm" ma się bardzo dobrze. Nie dziwcie się więc pochwałom socjalistycznej gospodarki, komsomolskiego trudu, socjalistycznego etosu pracy oraz polityki władz kraju rad. Tak trzeba było, inaczej nie można było nawet marzyć o takiej przygodzie, a tym bardziej o wydaniu książki ją opisującej.
Tylko tak, wielu z nas może to "przeżyć", poczuć jak to jest być tam, zawieszonym nad naszą małą planetą. Odczuć tęsknotę, radość, rozterkę, samotność, nieważkość. Zwłaszcza, że autorowi dość dobrze udało się to oddać. Aż chciałoby się tam 7/10 dni pobyć.
Piotr Klimuk "Szturm na nieważkość" tyt.org. "Атака на невесомость" Wydawca Książka i Wiedza 1983
Wśród tej nielicznej garstki jest jeszcze mniejsza grupka tych, którym dane było polatać dłużej niźli parę dni. Do niej zalicza się autor niniejszej książki Piotr Ilijcz Klimuk, który przebywał w kosmosie ciurkiem przez sześćdziesiąt trzy dni (łącznie spędził w nieważkości prawie 79 dób odbywając trzy wyprawy, w tym, z jak dotąd jedynym polskim kosmonautą Mirosławem Hermaszewskim). W 1975 roku była to druga pod względem długości pobytu ludzi w stanie nieważkości wyprawa. Wcześniej tylko Amerykanie i to przez przypadek, byli o trzy tygodnie dłużej (nie wyrabiali się z robotą i musieli zostać po godzinach i tak się jakoś miesiąc zasiedzieli).
Jest to relacja z wyprawy Sojuza 18 na stację orbitalną Salut 4. Na szczęście, nie jest to tylko suche sprawozdanie na temat przeprowadzanych eksperymentów i badań. Jest to pełna emocji próba opowiedzenia, nam ziemskim szczurom, jak to jest przebywać poza strefą przyciągania ziemskiego i atmosfery. Muszę wam powiedzieć, że poza samą niezwykłością, takiej wyprawy, wcale nie jest słodko. Tylko cienkie ścianki kosmicznej stacji oddzielają człowieka od ekstremalnie wrogich warunków, próżni i zimna. Znajdujesz się zaledwie 230 kilometrów od domu, a nawet nie możesz do niego zadzwonić. Dwa miesiące w ciasnym pomieszczeniu, z którego nie można pójść na spacer (w ogóle nie można pójść, można co najwyżej popłynąć), a nawet jakby można było, to nie ma za bardzo gdzie. I jak wytłumaczyć czym tak naprawdę jest ta nieważkość i jak się ją odczuwa, że to nie tylko zabawa kroplami wody i latanie po całym statku, ale stan nastręczający mnóstwa problemów i komplikacji. Odwapniają się kości, wiotczeją mięśnie walczące na Ziemi z ciążeniem, zmienia się przepływ krwi w organizmie i pewnie następuje kupa innych zmian, o których nie wiemy, a jeszcze zauważyć nie potrafimy (informacja zapewne ciekawa dla pań, w nieważkości znikają wszystkie zmarszczki z twarzy). Mimo wszystko chyba jednak warto byłoby to przeżyć choć raz, choć kilka dni.
W tym czasie, a mamy rok 1975, w ZSRR u władzy jest Leonid Breżniew. Kończy się dziewiąta pięciolatka (każdy więc wykonuje przynajmniej 150% normy). Zbliża się XXV zjazd KPZR. "Komunizm" ma się bardzo dobrze. Nie dziwcie się więc pochwałom socjalistycznej gospodarki, komsomolskiego trudu, socjalistycznego etosu pracy oraz polityki władz kraju rad. Tak trzeba było, inaczej nie można było nawet marzyć o takiej przygodzie, a tym bardziej o wydaniu książki ją opisującej.
Tylko tak, wielu z nas może to "przeżyć", poczuć jak to jest być tam, zawieszonym nad naszą małą planetą. Odczuć tęsknotę, radość, rozterkę, samotność, nieważkość. Zwłaszcza, że autorowi dość dobrze udało się to oddać. Aż chciałoby się tam 7/10 dni pobyć.
Piotr Klimuk "Szturm na nieważkość" tyt.org. "Атака на невесомость" Wydawca Książka i Wiedza 1983
24 grudnia 2013
Skromne życzenia
Makowce już upieczone, rybka pięknie się ścięła w lodówce, dom posprzątany i przygotowany do świąt. Zostało już tylko zagnieść ciasto na pierogi i będzie można zasiąść do wieczerzy jak tylko się ugotują. Jest więc chwilka coby życzenia złożyć. Wszystkiego zatem najlepszego życzę Wam i sobie. A najbardziej tego, żeby w przyszłym roku tak jak i w tym, zasiąść do kolacji w niepomniejszonym gronie (w takiej dość bliskiej odnodze to nawet plus jeden, choć on pewnikiem jeszcze nie zasiądzie, bo to jego pierwsze święta). Dużo radości, nie tylko z prezentów i niech Wam się wiedzie.
Subskrybuj:
Posty (Atom)