Nie uda się to jednak, jeśli nie odciągniemy ich od internetu i telewizora i nie pokarzemy jak piękny i fascynujący jest świat własnej wyobraźni, podsycanej lekturą książek. Do tej pory dość skutecznie dzieciaki były zniechęcane. Głownie dzięki szkole podstawowej i kanonie lektur, niedobranych zupełnie do wieku i umysłowości młodych adeptów czytelnictwa. Rodziciele też nie są bez winy, niby można ich usprawiedliwiać gonitwą za chlebem, ale te 20 minut na "Poczytaj mi mamo czy tato" (czy też idąc z duchem czasu "druga mamo czy drugi tato"), można poświęcić swojej latorośli, nawet jeśli samemu się czegoś podobnego nie doświadczyło. Wydawcy też swoje dołożyli rezygnując przez jakiś czas z książek skierowanych do młodzieży. Ale to się na szczęście właśnie zmienia i idzie ku lepszemu. Dzieciaki miały świetną zabawę mażąc (być może też marząc) kredą po betonowych płytach boiska. Ganiały po płycie za Brombą, mogły posłuchać i popatrzeć na aktorów czytających bajki na jednej ze scen. Część się dobrze bawiła, a cześć była "zaszantażowana" by dobrze się bawić późniejszą wyprawą do maka na kurczaka (autentyczne podsłuchane).
A w niedzielę to ja bawiłem się najlepiej. Już za pięć dziesiąta byłem na stadionie, coby punktualnie o dziesiątej stanąć w ogrodzonym barierkami punkcie wymiany. Tak właśnie wyglądał stół, zanim pojawiły się książki przez was przyniesione. Dziewczyny z lubimyczytac.pl się postarały niesamowicie. Były książki, które miały premierę dosłownie tuż przed targami, jak na ten przykład "Troje" Sarah Lutz i było ich dużo, bardzo dużo (tu oczywiście ukłony dla wydawców, którzy się szarpnęli i dali: Dolnośląskie, Książnica, Media Rodzina, Muza, Prószyński i S-ka, Rebis, Sine Qua Non, Świat Książki, Wielka Litera, Wydawnictwo Literackie, Znak i Zysk i S-ka, dzięki wielkie, bo jesteście wielcy w tym co robicie). Na kilkanaście minut przed rozpoczęciem wymiany zaczęliśmy zbierać przez was przytargane książki. To co odnotowuje na plus, to to, że coraz więcej ludzi przynosi książki, które sobie spod serca ujęli, jak to się mówi. Choć oczywiście dużo było też tych tak zwanych "cwanych" gości, którzy zaopatrzyli się w pięć przecenionych książek z koszy przed stadionem, jeśli myślicie, że tego nie widzimy, to się mylicie, ale nie nam krzywdę robicie (i nie dlatego nie reagujemy, musimy to przyjąć, bo wszystko jest w zgodzie z regulaminem, ale jest nam przykro, bo wiemy, że kilka ostatnich osób odejdzie nieco zawiedzionych), tylko tym, którzy przychodzą po was, może czas przestać głupio cwaniakować. Ale trafiały się perełki, ja wyrwałem najnowszego BaxteroPratchetta i nie uwierzycie ale "Upadek gigantów" Folletta (1067 stron, kiedy ja to przeczytam (ofiarodawcom bardzo dziękuję, ale to bardzo)). Kolejkę udało się rozładować przed dwunastą, jak zwykle musieliśmy trochę poganiać czytaczy, którzy rozkładali się obozem, aby sobie poczytać przed ostatecznym wyborem. Jak słusznie zauważyliście, było w tym roku mało miejsca i tylko jeden stół (który potem stał się sceną dla jakiegoś performansu). Nie była to jednak nasza wina (mam na myśli lubimy), tylko decyzja organizatora targów, zatem darujcie, może w przyszłym roku dadzą się przekonać, że tak jest troszku niewygodnie.
Najlepsze zostawiłem na koniec. Otóż o godzinie trzynastej, kiedy powoli zbieraliśmy graty, zostaliśmy prawie na kopach wygnani z tego grajdołka, w którym odbywała się wymiana. Powodem wykopków, był przyjazd pierwszej damy. Szkoda, że żaden z piarowców nie powiedział stołkoprzylgom okołorządowym, że mogliście sobie małym kosztem zrobić dobrze. Choćby, pierwsza dama, gdyby pojawiła się za kwadrans dwunasta, to: po pierwsze nie stałaby w kolejce bo już jej nie było (kolejki oczywiście); po drugie książki przytachałby pewnie borowik (bo nie wierze, że nie stać was z funduszu reprezentacyjnego wydać ten tysiąc złoty, na trzydzieści książek); po trzecie blichtr nie wytarłby się podczas przeglądu stołu, bo pewnikiem ludziska ustąpiliby tak znamienitej osobie miejsca (a jeśliby nawet nie, to borowiki by im w tym pomogli); po czwarte ważność też by nie ucierpiała za bardzo (a może nawet by się wzmocniła, że nawet takie szychy lubią pobuszować w książkach), po piąte wielu ucieszyłoby się z tych kilkudziesięciu nowości, które pojawiłyby się na stole, a blogerów było bez liku (co to reklama szeptana chyba nikomu tłumaczyć nie muszę). I nie musiałaby być to pierwsza dama, żona ministra kultury, też byłaby git. A tak to się tylko uśmiechłem, pomogłem dziewczynom zabrać się ze wszystkim i poszli my precz, coby godności swoją pospolitością nie hańbić.
Zapewne domyśliliście się, że te okładki po bokach, to takie chwalipięctwo zdobyczami i macie rację. Chwalę się, bo jest się czym pochwalić. Za to adrenalina wam skoczy jak powiem, że na to wszystko wydałem, uwaga, 10 złotych (słownie i dosłownie dziesięć złociszów). Jedna kupiona, jedna dostana od lubimy za pomoc, pięć z wymiany i cztery za sprzątanie (nie bardzo było z czego wybrać, ale darowanej książce w kartki się nie zagląda). Zziajany, zgoniony, zmęczony, zdźwigany ale uradowany wracałem z targów do domu, bo mam co czytać, czego i wam życzę.
Targi uważam za udane i czekam na następne, może będą lepsze.
Tego Dębskiego czytam powoli, ale powiem Ci, brachu, szczerze - książka żywcem jak z lat 80 poprzedniego stulecia. Wiesz, seria "Fantastyka-Przygoda-Rozrywka" czy coś w ten deseń. Bardzo archaiczne, ale pozbawione czaru tamtych publikacji...
OdpowiedzUsuńTeraz to ja mam problem osiołka, bo i Pratchett wabi, a i ta Lutz kusi, z Żambochem czas się zapoznać i do Kosika zajrzeć, już nic nie pisząc o Andrusie. Dębski to pieśń przyszłości bardzo odległej od dziś. A jakby co, to będzie na przyszłoroczną wymianę (zawsze są jakieś plusy ;))
UsuńDobra wreszcie dokopałam się do tego Twojego niepamiętnika, który jest tylko dla Ciebie i nikt go nie musi czytać. Przypomnę się to ta co ciągle mówiła: "no to idę" i działała Ci tym na nerwy :p Tak sobie czytam o tych targach i czytam, że aż już bym chciała kolejną edycję :) Dobra co do tej wzmianki o Prószyńskim to chyba o mnie chodzi o tą dobrą duszyczkę, także tego, czuję się wyróżniona :) Tak czy inaczej zostaje tu u Ciebie na dłużej cobyś mnie nie zapomniał, a ja miała miejsce do pisania głupich komentarzy :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ola
Witam serdecznie "i już sobie idę"
UsuńTo ja się szybciej dokopałem do tego Twojego bajeranckiego ;P Dobrze się czujesz :) Miałem nadzieję, że wystarczą niezbyt rozgarnięte notki, ale mogą być też głupie komentarze :)
Miłego
T.