31 stycznia 2014

Wrzask duszy


Na przeciwko mnie mieszka przemiła staruszka. Nie wiem czemu tak głupio mnie rodziciele wychowali, że staram się pomagać, bo starszym osobom trzeba i należy. Najgorsze w tym jest to, że babcia jest człowiekiem starej daty i musi się jakoś odwdzięczyć, płacąc za najbłahszą pomoc. Mi głupio, za wkręcenie żarówki, brać od niej pieniądze. Z drugiej strony wiem jak sam się czuję, jak nie mogę okazać wdzięczności za okazaną mi bezinteresownie pomoc (choćby piwem czy książką jeśli wiem, że pomagający czyta). Jak się nie obrócić, to brak wyjścia, tylko ściany. Istny labirynt chęci, niemożności, zrozumienia i frustracji. Jak znaleźć wyjście?

Obca planeta. Na niej jedno bardzo stare i opuszczone miasto obcych. Jednocześnie labirynt najeżony pułapkami. A w jego centrum jeden człowiek. Żyjący zgodnie z zasadami rządzącymi w tym obcym potrzasku, wykorzystujący jego niektóre możliwości i starający się aby ludzkość o nim zapomniała. Ale nie zapomniała, co gorsza dla niego, znowu go potrzebuje. Mimo tego, że najpierw wysłała go na śmierć. Zaś kiedy wrócił, odtrąciła go z obrzydzeniem, z powodu daru jaki otrzymał od obcych. Teraz ten dar może uratować ludzkość.

Labirynt, ten fizyczny, w którym zmysły i czujniki są mamione, a ciała i maszyny niszczone. Ale to tylko problem logistycznym posiadania niezbędnej ilości robotów i ludzi, których można poświęcić na przetarcie w miarę bezpiecznej drogi. I ten wielopoziomowy, psychiczny, który trzeba pokonać, a droga jest nie tylko trudna, ale jeszcze trzeba znaleźć tego, który ma szansę na nią się dostać. On też może okazać się labiryntem choć może nie aż tak skomplikowanym za jaki się uważał. Do nich trzeba mistrza gry, który te wszystkie labirynty ogarnie i wyjdzie z nich zwycięsko. Choć nie wiadomo czy ten cały trud przeniesie jakikolwiek rezultat.

Jak napisać pompatyczną książkę w prawie zupełnie nienapuszony sposób, tego powinni się uczyć amerykańscy scenarzyści, których filmy są coraz trudniejsze do strawienia. Bardzo w swoim pisaniu przypomina mi braci Strugackich, brak mu jednak słowiańskiej duszy.

To jedno prawie w tej opinii, jest warte trzy punkty i dlatego 7/10. Gdyby autor odpuścił sobie samą końcówkę, gdyby.

Robert Silverberg "Człowiek w labiryncie" tyt. org. "The man in the maze" Wydawca Agencja Reklamowo-Wydawnicza "MT" Tadeusz Markowski

2 komentarze:

  1. Tak sobie czytam powyższe, czytam i jak już byłam w połowie, ucieszyłam się niezmiernie, bo przypomniałam sobie, że ja to przecież czytałam! Hura, podyskutuję, myślę sobie. Ale nic z tego, za dawno to było. Co nie zmienia faktu, że zakończeniem intrygujesz i pewnie kiedyś dorwę jakiego ebooka i sobie przypomnę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Toć temu głównie ma to moje pisanie służyć, że teraz już tak całkiem nie zapomnę :) Czyli stawiam sobie plusa, za to zachęcenie.

      Usuń

Dziękuję za Wasze komentarze, to fajnie wiedzieć, że ktoś (poza mną) z tego korzysta.