Pamiętacie "Tunel" ze stalowym Sylwkiem w roli głównej? Rosjanie pozazdrościli Amerykanom i postanowili nakręcić swój tunel. Dla niepoznaki dali mu tytuł Metro. Nie udało im się niestety znaleźć jakiegoś swojego Sylwka, zaś ten jankeski cały czas ma oddział geriatryczny pod rozkazami. Zapomnieli, a może zgubili w czasie realizacji, o scenariuszu. Jakieś wątki, bez sensu, nie mające zakończenia i nic nie wnoszące dla rozwoju akcji, jak i sytuacji bohaterów. A jeśli nawet jakiś był scenopis, to zapomnieli w nim o czymś takim jak dialogi. Rozmowy nie kleją się i nie mają większego sensu. Nie wiem, może puścili to na żywioł jak i grę aktorów, którymi targają emocje zupełnie nieadekwatne do sytuacji w jakiej się znajdują. Przynajmniej do scen rozbieranych zatrudnili gwiazdę, tyle że te sceny też im nie wyszły, nie ma momentów. Poza tym gwiazda niczym nie zabłysła dosłownie i w przenośni (nie licząc pośladków i łez obficie ronionych). Za zakończenie, ten film powinno się spalić wraz z reżyserem i scenarzystami. Za to zobaczyć zeszłowieczną (i to raczej pierwsza połowa wieku) sterownie moskiewskiego metra, niezapomniane, Rosjanie to bardzo odważny naród. Jedyna dobra scena, to odpływ wody z bunkra, kiedy wagon metra przestał szczelnie zatykać tunel (tak, tak, w moskiewskim metrze, wagoniki idealnie wypełniają przekrój tuneli, jak się któryś zaprze to jak korek w szampanie działa) , szkoda tylko, że ją przerwali. Oglądałem to za darmo, ale to nie było warte nawet poświęconego czasu, dwie godziny zastanawiania się co jeszcze schrzanią i kiedy wreszcie skończy się ta męka. Zaprawdę, widok gołych pośladków Swietłany Chodczenkowej nie jest wart oglądania reszty tego filmu.
Szczerze powiedziawszy, na ten film poszedłem tylko ze względu na nazwisko reżysera. 9 kompania zrobiła wrażenie i pozostawiła jakiś taki brudny ślad na duszy. I rzeczywiście, pod względem wizualnym film nie ustępuje amerykańskim superprodukcjom, zaś pirotechnicy i kaskaderzy wręcz pojechali po bandzie. Tyko znowu okazało się, że zazdrość to straszne uczucie i prowadzi do takich kalek fabularnych jak ten film. Zazdroszczono nie tylko pojedynczych filmów ale i chyba całego gatunku. Amerykanom pozazdroszczono Wroga u bram, Japończykom Siedmiu samurajów (tu co prawda jest czterech sołdatów i moriak, zatem tylko pięciu, ale w porywach i jak się uśredni, to można przyjąć, że siedmiu. Za to bronią nie jakąś wioszczynę ale dość duże miasto), no i western jako gatunek, strzelaniny rewolwerowców z przeważającymi siłami zła i finalny pojedynek złego z brzydkim powalają na kolana (tylko tego wielkiego lustra nad barem zabrakło, rozbijanego w czasie walki i byłby komplet, no ale skąd takie lustro w Stalingradzie czasów wojny, dajcie spokój). Nam chyba zazdroszczono Sienkiewicza, bo ten film to raczej ku pokrzepieniu serc zrealizowano niźli z chęci opowiedzenia o tym chyba najkrwawszym epizodzie II wojny światowej (w czasie walk zginęło ok. 1300000 ludzi. Walki były tak zaciekłe, że nie walczono już o ulice czy budynki ale wręcz o piętra i mieszkania w poszczególnych domach) , albowiem z rzeczywistością i realizmem to on się bardzo rozmija (w filmie prawdopodobnie chodziło o tzw. dom Pawłowa, który bronił przeprawy przez Wołgę. Tylko w rzeczywistości Pawłow, miał trochę więcej żołnierzy, lepsze uzbrojenie i ów dom utrzymał oraz przeżył wojnę) , a patetycznością dorównuje propagandowym amerykańskim filmom wojennym. Dla efektów wizualnych można ten film raz obejrzeć nie za bardzo zagłębiając się w treść.
W sumie to nawet cała 10 jest, bo Metro dostaje 4/10 zaś Stalingrad 6/10. I tak tylko żal, że wszystko się powoli holiłodyzuje i nie za bardzo jest na co pójść do kina. Tak jak u Okudżawy, a jednak mi żal, że po Moskwie nie suną już sanie i nie ma już sań i nie będzie już nigdy, a żal. Pozostaje nadzieja, że może ktoś się ocknie i zacznie kręcić swoje, a nie tworzyć kolejne kalekie kalki potworki.
"Metro" tyt. org. "Meтрo" scen. Wiktoria Jewsiejewa i Denis Kuryszew reż. Anton Megadriczew w rolach głównych Siergiej Puskepalis, Anatolij Biełyj i Swietłana Chodczenkowa
"Stalingrad" tyt. org. "Сталинград" scen. Ilia Tylkin i Siergiej Snieżkin reż. Fiodor Bondarczuk w rolach głównych Marija Smolnikowa, Piotr Fiodorow i Thomas Kretschmann
Na Stalingrad bym poszła, bo zwiastun mi się wydał ciekawy.
OdpowiedzUsuńJeśli nie przeszkadza Ci nachalna propaganda i patetyczność, a i wątki romansowe lubisz, to jak najbardziej możesz się wybrać. Sceny batalistyczne świetne i na dużym ekranie robią wrażenie.
UsuńZe wspomnianych filmów to właśnie na "Stalingrad" prędzej poszłabym do kina. Może kiedyś obejrzę "Metro", ale nie widziałam wspomnianego przez Ciebie amerykańskiego filmu z Sylwkiem :) Dawno żadnego rosyjskiego filmu nie widziałam, muszę w końcu coś obejrzeć :)
OdpowiedzUsuńNa "Metro" nie ma co marnować dwóch godzin życia, nie jest tego warte. Za to warto zobaczyć "9 kompanię", o której tu wspomniałem. "Spalonych słońcem" Michałkowa bardzo warto. "Stalkera" starutkiego albo "Przenicowany świat" tylko nie za bardzo śmiejąc się z głównej roli. A jak już nic innego nie będzie to można ten "Stalingrad" ostatecznie.
UsuńMiałam na to iść, ale zapomniałam, a nie wiem czy jeszcze to w kinach grają. A potem usłyszałam od znajomego historyka, że Rosjanie poprzekręcali historię, że było całkiem inaczej. A ja na to, że no tak, historia w polaków jest bardziej wiarygodna. A on, że się uczył historii wg francuzów. ;)
OdpowiedzUsuńFilm to taki bardziej pokaz możliwości kaskaderskich i pirotechnicznych, z historią i Stalingradem ma niewiele wspólnego.
UsuńA, to nie wiem czy mam ochotę patrzeć na same wybuchy, które miały naśladować/przebić wybuchy amerykańskie. Czasami lubię obejrzeć inne kino niż amerykańskie, ale nie wiem czy mam ochotę oglądać kopię kina amerykańskiego. :/
UsuńJak chcesz coś dobrego zobaczyć, to któryś z filmów polecanych @Radosiewska przeze mnie. Jak wojenny to "9 kompania".
OdpowiedzUsuń