Khhyy, khyy, khkhyy, AaAaatchiiu... kurcze co jest, człowiek wyjdzie po zapałki, wraca, a tu wszędzie jakieś girlandy pajęczyn i z centymetrowa warstwa kurzu. Co gorsza, w tym kurzu ślady jakiś dzikich bestii (tropiciel śladów powiedział, że to dwa wróble, sikorka i prawdopodobnie myszoskoczek, i ja mam mu uwierzyć na słowo?). I to w tych uroczych i jakże niebezpiecznych warunkach przyrody piszę.
W wersji już niestety nieco okrojonej (anatomopatolog co prawda napisał, że wycięto wszystko i to doszczętnie, ale zostanę przy swojej opinii). Nie wiem dokładnie co wycieli, bo mnie przy tym nie było, a w każdym bądź razie starałem się w tym nie uczestniczyć jak tylko mogłem. Może te niewielkie złogi poczucia humoru, którym okraszałem swoje opinie i raczyłem bogu ducha winnych i niczego się nie spodziewających czytelników. Może worki jadowe ze złośliwością i wrednością, które czasami mieszając się zalewały opinie pozycji, które raniły moją niewielką wiedzę, szczątkową inteligencję i słabnące na starość oczy. Możliwe że to te torbiele z lukrem, który niekiedy spływał z moich palców w opinie o powieściach zasługujących na znacznie więcej niźli peany jakiegoś tam fprefecta. Być może będziecie mieli okazję przekonać się co dokładnie ze mnie wycięto.
Właśnie wróciłem z drugiego dnia targów, które są nieodrodnym następcą, zmarłych w czasie pandemii coronavirusa, Warszawskich Targów Książki. Po czym wnoszę, po jak zwykle niezwykle nieużytecznej stronie internetowej, ale za to z o wiele gorszą paletą kolorystyczną. Taki sam modus operandi, ci sami wystawcy choć w o wiele mniejszej liczbie (ale może się rozbuja i wróci do tego szaleństwa jakie było), stoisk dziwnych i salonu gier gdzie można sobie pograć w stare gierki (choć trzeba używać rąk). Jak może pamiętacie, bądź nawet uczestniczyliście jako jeden z mieniaczy, co roku na WTK lubimyczytać urządzało akcję z półki na półkę (w której to piszący brał udział jako wolontariusz). Tym razem to targi postanowiły, że same się tym nie zajmą, eee zaraz, a nieee, dobrze napisałem, się nie zajmą, bo to samo się zrobi. Portal LC załatwiał na start kilkadziesiąt książek od wydawnictw (może nie były to flagowe pozycje ale trafiały się całkiem niezłe okazy). Załatwiał nas (znaczy wolontariuszy) którzy znosili przeciwności losu (znaczy usuwali kłody jakie rzucał nam pod nogi zarząd WTK) i książki, które rozkładali na załatwionych w ostatniej chwili stołach. A potem staraliśmy się jakoś ogarnąć masę ludzką wlewającą się i pragnącą wymienić się książkami, a czasami „książkami”, które okazywały się jakimiś skryptami, słownikami, branżówkami, poradnikami czy czymś co niegdyś było całkiem niezłą książką ale właściciel postanowił użyć jaj jako talerza na zupę, packi na muchy czy zabawki kąpielowej. Zabieraliśmy co przynieśli o ile spełniało minimalne wymogi, dawaliśmy bilet, a potem delikatnie poganialiśmy opornych coby już sobie wzięli i poszli z tym co upolowali i dali polować kolejnym. Tym razem Targi Książki i Mediów 2023 Vivelo, bo o nich mowa, wystawił w przejściu (do którego właściwie nie ma po co zaglądać) cztery stoły i chyba kogoś do czegoś ale nie wiadomo do czego i dlaczego, oraz przepienkny (to nie błąd, to celowo) stand reklamowy, że można trzy za trzy. Wczoraj o 14:30, bo wtedy tam po raz ostatni zajrzałem w czwartek, na stołach leżało około sześciu bardzo już zmęczonych życiem książek. Dziś zawiozłem trzy swoje, dwie nawet w twardej oprawie, żeby choć coś ładnego na tych stołach leżało, o 17 z minutami (drugi dzień targów) leżało może ze czterdzieści książek, ale nic co by się chciał zabrać. Może jutro się rozwinie, może.
Z targów wróciłem, czy wracam tu? Nie wiem, nie jestem pewien czy podołam, zobaczy się jak będzie. W każdym bądź razie pojutrze opinia, która miała się ukazać trzy lata temu bez mała, ups (strasznie mi głupio z tego powodu ale zniosę to dzielnie).