
Byłem, widziałem i wiecie co, to pachniało Gwiezdnymi Wojnami. Oczywiście jest efekciarskie, oczywiście to nie jest to tamto takie jak było. Ale jest w tym Moc, choć tak niewiele midichlorianów i zaledwie jeden miecz świetlny. Na szczęście nie jest takie plastikowe i sterylne jak pierwsze (czyli drugie, zresztą cholera wie jak je określać, o te części z Anakinem i Padme mi chodzi), no i nie jest takie wysadzone w kosmos jak w Przeroście Mocy nad treścią. Mogłoby być trochę mniej martyrologii (nie przytulajcie się do K-2SO czyli Kajtusia, choć jest kochany), ale z patosem się wstrzelili idealnie.
Widzieliście gołego Lorda Sithów, nie? No to będziecie mieli okazję obejrzeć w tej roli Vadera ;) Nie uwierzycie ale wygląda jak żywy. Trzeba przyznać, że gubernator Tarkin też jest do siebie podobny i całkiem dziarski jak na nieboszczyka. Za to senator księżniczka Leia Organa, bardziej przypomina Mei Kusakabe (tego najmniejszego łobuza z Totoro) niż siebie, ale to już zwykłe czepialstwo. C3PO i Artuditu też się załapały na epizodzik.
Uważnie oglądajcie, bo przemycanie pierwszych trzech części (tych z Lukiem i Leią) do Łotra wyszło im lepiej, niż Hanowi Solo akcja z towarem Jabby.
Oczywiście brakowało Chewbacca i Yody i Solo i Złotka (choć przez chwilę niby jest) i Ewoków i nawet Jawow, ale było dobrze. Na tyle dobrze, że wróciła fascynacja. Zatem niech Moc będzie z wami. Mocne 8/10 i możecie oglądać nawet w 3D (w 4D nie polecam, bo dużo się w filmie chlapie wodą i można wyjść nieco przemoczonym, a przy tych temperaturach zapalenie płuc gotowe).
"Łotr 1. Gwiezdne wojny- historie" tyt. org. "Rogue One: A Star wars story" scen. Chris Weitz i Tony Gilroy reż. Gareth Edwards w rolach głównych Felicity Jones i Diego Luna