16 sierpnia 2015

Apropolis czyli opinia w trzech rozdziałach z epilogiem i prywatą

Rozdział I : W którym autor opinii opowie o burzy

A jest o czym, bo burza była (i tu nie wiem czy się po swojemu wypowiedzieć, czy po młodzieżowemu, czy po celebrycku (co się wydaje celebrytom, że jest po młodzieżowemu), czy po idiotycku czyli po epicku) z przytupem, zapewne ucieszy to wielu stolicofobów. Będzie co wspominać oj będzie.
Ale zacznijmy od początku. Dzień obudził się rozpalony i drażliwy, Jakowaś gorączka go przez całą noc męczyła i ciśnienie jakieś takie niskie strasznie się zrobiło. Oddychanie z trudem mu przychodziło  jakby ciężar ogromny na piersi siadł i za nic nie chciał zleźć. Nie dziwota, że i nam maluczkim ten podły nastrój się udzielił i chodziliśmy powarkując tylko na bliźnich "a żeby cię" -dzień dobry "jak najszybciej udusił, a przynajmniej przypiekł" - sąsiadko, jak zdrówko? I tak do jakieś czternastej, paliło, dusiło, oślepiało i potniało. Nagle wiatr się zerwał, zimny jakiś, kąśliwy. Chmurki z początku białe i nieliczne, zaczęły ciemnieć i rozmnażać się gwałtownie, aż przesłoniły całe niebo. Wiatr ucichł, chłodno i ciemno choć to wczesne popołudnie, środek lata i żar jeszcze niedawno trawił miasto. Ptaki ucichły, tylko wrony upojny koncert wykrakiwały na drzewach i dachach domów. One chyba coś wiedziały. Jak zaczęła się iluminacja i huk, to nawet ja, lubiący burze i nie bojący się zazwyczaj, odłączyłem wszystko od sieci elektrycznej tak na wszelki wypadek. No i się rozpętało...

Tak to była pamiętna burza.

Rozdział II  : W którym autor opinii marudzi Wam, sobie i autorowi książki (o tym o czym marudził mu na żywo)

Jak już pisałem, w innych moich opiniach, jakoś nie lubię książek, które wiodą mnie znikąd donikąd (ponoć to celowy zamiar autora ale...), no nie lubię i już. Tu jeszcze jest dodatkowy problem, że nie ma się do kogo przytulić. Mnogość głównych bohaterów, którzy co chwilka wpadają na momencik i już ich nie ma, a już to następni na swoją kolej czekają potupując za stroną z niecierpliwością nóżkami. Ci tu, ci tam, gdzieś, coś, komuś, z kimś, do kogoś, po coś a ty tak drogi czytelniku za nimi w dyrdy.
Kobiety farbują włosy od niepamiętnych czasów (i nie tylko one). Ale żeby tak z rozdziału na rozdział to pierwsze słyszę ;)
Kilka nielogiczności do świata wymyślonego się wdarło. Łacina mimo swojej martwości, w naszym świecie jest ważna w medycynie, w naukach biologicznych, w chemii. Wszystko to za sprawą kościoła katolickiego, który posługiwał się łaciną i skupiał ośrodki naukowe w swojej domenie. Tu chrześcijaństwo jest w powijakach, skąd zatem taka ważność łaciny? Powinna ona umrzeć śmiercią naturalną jak i inne języki, które wyszły z obiegu.
W domu o wolnym światopoglądzie, nie będziemy dzielić ludzi na chrześcijan i pogan, czy sekciarzy. Jedni będą niewierzący (jeśli nie wierzą), a  ci którzy w coś tam sobie wierzą (niezależnie w co) to będą sekciarze wszyscy w czambuł.
Warto by znaleźć jakiś uważnych czytelników, którzy przeczytają skrypt i powiedzą jakie błędy zauważyli i czy autor nie rozważyłby zmian jakowyś przy ewentualnej kolejnej książce?

Rozdział III : W którym autor opinii mówi jak jest

Jest nie powiem ciekawie. Bo i tak trochę Strugacko-piknikowo z artefaktami, które nie wiadomo czym są. I tak Zelaznie z przewalającymi się po kartach bogami i przenikającymi się światami. I tak Białoszewsko z tym całym zalataniem i pędem. Dobrze się to czyta, lekko, znać warsztat, tylko...  Tylko puenty nie ma, kropki nad i, dupnięcia z pierdnięciem, wszystko do niego zmierzało i już, już było w ogródku, już witało się z gąską i nagle ciaach, łup, bęc i koniec. Jak ja o burzy na początku.

Epilog : Co ja mam biedny opiniopis napisać coby autora nie urazić (no przemiły facet) i do książki nie zrazić? Bo pomysł jest i to nawet taki dość, tylko no nie wykorzystany. Jakby autor wyraźnie zaznaczył, że to dopiero wstęp, że chce nam przedstawić bohaterów dramatu, okolicę, świat, a w drugim tomie dopiero nam dowali jak z kałacha, to jest ok, ale jeśli to wszystko, to nie, to nie tak winno być, zupełnie nie tak. Ale jak będzie drugi tom i autor podoła, wystarczy mu wyobraźni i pokaże co to się działo jak się popaprało, to to może być coś i to przez bardzo duże C (a ja mam nadzieję, że będzie). A za ten debiut powieściowy daję szóstkę z lekkim minusem.

 Tomasz Fijałkowski "Antipolis" Wydawca Czwarta Strona 2015

Prywata : Przepraszam, że tyle czasu mi zajęło wyklikanie tych paru słów, ale mam nadzieję, że zrozumiesz i wybaczysz.

5 komentarzy:

  1. Stary, pięknie to wszystko opisałeś. Prawda jest taka, że nie mogłem się doczekać Twojej opinii i się doczekałem... ;-)

    Znam wszystkie słabsze miejsca tej książki. Kontynuacja będzie, mam nadzieję, lepsza. Zbieram doświadczenie. I obym tę mąkę na ładny chlebek przerobił.

    Pzdr

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, нет, no i jeszcze raz לא (czytać wspak wym. lo), nie ma być lepsza, ma być wy...., za........., za........ i za......wiście mocna i tylko taka. Lepsze to mogą sobie Strugaccy pisać, Lemy, Asimovy, Twoja musi być mózg galaretująca, a nie lepsza. No chyba, że miałeś na myśli, że będzie lepsza od tego badziewia Strugackich, tych staroci Lema i tych 3 półpraw Asimova, to tak, na to mógłbym się zgodzić ;)

      Usuń
    2. Na Jowisza Miłosiernego! Czy ja podołam?

      Usuń
    3. Ni mosz wyjnścia :) Jak to mówili w tv "idź na całość"

      Usuń
    4. Hehe. Dobrze prawi.
      Tomasz, spinasz co tam masz do spinania i popełniasz dzieło wiekopomne.
      Ja też czekam.

      Usuń

Dziękuję za Wasze komentarze, to fajnie wiedzieć, że ktoś (poza mną) z tego korzysta.