Napisałem krótką rozprawkę o przydatności auto-translatora i przypomniałem sobie opowiadanko Juliana Tuwima "Ślusarz", a jak już je sobie przypomniałem, to zapragnąłem je tu mieć, oto one:
W łazience coś się zatkało, rura chrapała przeraźliwie, aż do
przeciągłego wycia, woda kapała ciurkiem. Po wypróbowaniu kilku domowych
środków zaradczych (dłubanie w rurze szczoteczką do zębów, dmuchanie w
otwór, ustna perswazja etc.) - sprowadziłem ślusarza.
Ślusarz był chudy, wysoki, z siwą szczeciną na twarzy, w okularach na
ostrym nosie. Patrzył spode łba wielkiemi niebieskiemi oczyma, jakimś
załzawionym wzrokiem. Wszedł do łazienki, pokręcił krany na wszystkie
strony, stuknął młotkiem w rurę i powiedział:
- Ferszlus trzeba roztrajbować.
Szybka ta diagnoza zaimponowała mi wprawdzie, nie mrugnąłem jednak i zapytałem:
- A dlaczego?
Ślusarz był zaskoczony moją ciekawością, ale po pierwszym odruchu
zdziwienia, które wyraziło się w spojrzeniu sponad okularów, chrząknął i
rzekł:
- Bo droselklapa tandetnie zblindowana i ryksztosuje.
- Aha, powiedziałem, rozumiem! Więc gdyby droselklapa była w swoim
czasie solidnie zablindowana, nie ryksztosowała by teraz i
roztrajbowanie ferszlusu byłoby zbyteczne?
- Ano chyba. A teraz pufer trzeba lochować, czyli dać mu szprajc, żeby tender udychtować.
Trzy razy stuknąłem młotkiem w kran, pokiwałem głową
i stwierdziłem:
- Nawet słychać.
Ślusarz spojrzał dość zdumiony:
- Co słychać?
- Słychać, że tender nie udychtowany. Ale przekonany jestem, że gdy pan
mu da odpowiedni szprajc przez lochowanie pufra, to droselklapa
zostanie zablindowana, nie będzie już więcej ryksztosować i, co za tym
idzie ferszlus będzie roztrajbowany.
I zmierzyłem ślusarza zimnem, bezczelnem spojrzeniem. Moja fachowa
wymowa oraz nonszalancja, z jaką sypałem zasłyszanemi po raz pierwszy w
życiu terminami, zbiła z tropu ascetycznego ślusarza. Poczuł, że musi mi
czemś zaimponować.
- Ale teraz nie zrobię, bo holajzy nie zabrałem. A kosztować będzie
reperacja - wyczekał chwilę, by zmiażdżyć mnie efektem ceny - kosztować
będzie... 7 złotych 85 groszy.
- To niedużo, odrzekłem spokojnie. Myślałem, że co najmniej dwa razy
tyle. Co się zaś tyczy holajzy, to doprawdy nie widzę potrzeby, aby pan
miał fatygować się po nią do domu. Spróbujemy bez holajzy.
Ślusarz był blady i nienawidził mnie. Uśmiechnął się drwiąco i powiedział:
- Bez holajzy? Jak ja mam bez holajzy lochbajtel kryptować? Żeby
trychter był na szoner robiony, to tak. Ale on jest krajcowany i we
flanszy culajtungu nie ma, to na sam abszperwentyl nie zrobię.
- No wie pan, zawołałem, rozkładając ręce, czegoś podobnego nie
spodziewałem się po panu! Więc ten trychter według pana nie jest
zrobiony na szoner? Ha, ha, ha! Pusty śmiech mnie bierze! Gdzież on na
litość Boga jest krajcowany?
- Jak to, gdzie? warknął ślusarz. Przecież ma kajlę na uberlaufie!
Zarumieniłem się po uszy i szepnąłem wstydliwie:
- Rzeczywiście. Nie zauważyłem, że na uberlaufie jest kajla. W takim razie - zwracam honor: bez holajzy ani rusz.
I poszedł po holajzę. Albowiem z powodu kajli na uberlaufie trychter
rzeczywiście robiony był na szoner, nie zaś krajcowany, i bez holajzy w
żaden sposób nie udałoby się zakryptować lochbajtela w celu udychtowania
pufra i dania mu szprajcy przez lochowanie tendra, aby roztrajbować
ferszlus, który źle działa, że droselklapę tandetnie zablindowano i
teraz ryksztosuje.
I nadal nie wiem, co to ta holajza?
Wiek już taki, że pamięć wewnętrzna szwankować zaczęła, to tu będzie taki mój niepamiętnik.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za Wasze komentarze, to fajnie wiedzieć, że ktoś (poza mną) z tego korzysta.