Dzięki portalowi Filmweb, amerykańskiemu producentowi i polskiemu dystrybutorowi, miałem okazję wziąć udział w tajnym pokazie filmowym. Film był tak tajny, że nawet na minute przed pokazem nie chciano nam powiedzieć co będziemy oglądać. Chyba bano się, że dopóki są włączone światła, to większość widowni mogłaby się ewakuować, zupełnie niesłusznie.
Filmem okazała się być komedia, czasami nawet śmieszna. Nie jest to Zabójcza broń ale mogło być gorzej.
Nie wiem czy oglądaliście film Miss agent (Miss congeniality) i jego kontynuacje, ale przyjmę, że tak (bo bardzo to ułatwi dalszą opowieść). Wiecie już więc mniej więcej o co chodzi w filmie. Wrażenie kolejnej części potęguje odtwórczyni głównej roli. O ile trzynaście lat temu Sandra byłą całkiem apetyczną trzydziestokilkuletnią kobietą, to teraz stateczna pani pod pięćdziesiątkę sprawiała wrażenie zbyt mocno naciągniętej przez chirurga plastycznego, to przez to pewnie ten ciągły zdziwiony wyraz twarzy. Wyraźne problemy z przemieszczaniem się, to wyraźne sygnały, że może czas zacząć grać grzeczne mamusie, a nie agentki specjalne? Podejrzewam, że kolejna Złota malina, jeśli nawet nie wpadnie, to przynajmniej będzie nominacja.
Na tle dość drewnianej postawy Bullock jej partnerka to czyste szaleństwo w dość pokaźnej postaci. McCarthy tworzy majstersztyk, scena poszukiwania kapitańskich jaj to perełka, i tak do 2/3 gdzie scenarzysta zmusza aktorkę do zrobienia z siebie małpy, która nic nie potrafi. Nie dało się tego odegrać wiarygodnie, nie dziwne więc, że rola siadła.
Warstwa fabularna niestety trochę leży i kwiczy, ale jest to komedia, która ma być śmieszna nie wiarygodna. Choć jak udaje się połączyć jedno z drugim, przyjemność z oglądania jest znacznie większa. Humor rozporkowy, wyraźnie przypadł do gust młodszej części widowni i to niezależnie od płci. Takoż drodzy panowie możecie spokojnie wybrać się ze swoimi paniami na ten film, gwarantuje, że humor obydwojgu poprawi się po seansie. Nawet ja, choć może nie aż tak żywiołowo, kilka razy uśmiałem się serdecznie.
Nieco przydługi, gdyby go przyciąć, a jest z czego, do 90 minut, bo humoru nie starcza na dwie godziny, zwłaszcza po spaleniu roli McCarthy, a innego powodu do ciągnięcia tego filmu nie ma.
Darowanemu koniowi w zęby się ponoć nie zagląda, ale ja sobie pozwoliłem. Film jest średni z niezłą dawką humoru, dam zatem 6/10 (a McCarthy dostaje 8/10). Jeśli potrzeba wam śmiechu i szukacie czegoś na wieczorny wypad na miasto w lipcu, to z czystym sumieniem polecam.
* Organizm Bullockmodyfikowany
"Gorący towar" tyt. org. "The heat" scen. Katie Dippold reż. Paul Feig W rolach głównych Sandra Bullock i Melissa McCarthy
Wiek już taki, że pamięć wewnętrzna szwankować zaczęła, to tu będzie taki mój niepamiętnik.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za Wasze komentarze, to fajnie wiedzieć, że ktoś (poza mną) z tego korzysta.