27 maja 2013

Maciek ja tylko żartowałem, Maciek ja tylko żartowałem

Jesień tego roku nas nie rozpieszcza. Szaro-buro, zimno i leje. Człowieka ogarnia marazm i tumiwisizm, a na dokładkę życie dokłada jeszcze swoje przyjemności. Pomyślałem więc, że przyda się jakaś lżejsza (nie tylko fizycznie) i może zawierająca jakieś humorystyczne elementy książka. I chyba coś takiego wpadło mi w ręce. Postanowiłem niezwłocznie przeczytać, z nadzieją, że dzięki niej zdołam podreperować nadwyrężone nieco poczucie humoru.

Znany i dobry aktor (widziałem go w kabarecie, oraz w rolach komediowych i dramatycznych), a na tle obecnego narybku i w związku z wykruszaniem się starej szkoły, niedługo (i to bez prawa łaski) stanie się aktorem wybitnym (według tyłówki już takim jest, co kto lubi). Nic wyreżyserowanego przez Pana Macieja nie widziałem nie mogę więc ocenić jakim reżyserem jest. Teraz mam okazję zapoznać się z jego felietonami, które od 2009 zamieszcza w Zwierciadle. Nic na to nie poradzę, że w moim domu gazety i czasopisma goszczą bardzo rzadko, bo wolę książki. Jako wisienkę na torcie, zamieszczono pastisz scenariusza komedii romantycznej (ponoć bardzo popularnego obecnie gatunku filmowego w Polsce).

Niestety, felietonistą jest dość przeciętnym. O nienagannym szlaku bojowym młodego bojownika o wolność i demokrację. Śmieje się z tego z czego śmiać się wypada i należy, oburza zaś na to, na co oburzać się winno i powinno, gani co trzeba zganić i pochwala co trza zachwalać. Ckliwy i kochający ojciec swojej cudownej i wszechstronnie utalentowanej córki. Dumny ze swoich przemyśleń (i słusznie, ktoś powinien). Kiedyś tam królami autoreklamy ogłosiłem Carroll'a i Cussler'a, którzy promują się w swoich książkach, Pan Maciej w niczym im nie ustępuje. To wspomni o swojej roli, to o filmie napomknie, czy o reżyserowanej przez siebie sztuce i ile wysiłku umysłowego, fizycznego oraz zdrowia kosztuje praca artysty. Szlachetne wykorzystanie popularności w  jednostkowym ale jakże szlachetnym celu bardzo uszlachetnia. Teksty wchodzą bez przeszkód i równie szybko opuszczają nie wzbudzając głębszych myśli. Ot czasami przelotny uśmiech (czasami zażenowania). Oczywiście raz na jakiś czas i ślepej kurze trafi się ziarno, tak i niektóre z tekstów są ciekawsze. Choćby skecz o ultranowoczesnej telefonii, którego nie przeczytałem, widziałem w interpretacji autora na jakimś kabaretonie i wystarczy. Duży plus za podobne odczucia co do pewnej francuskiej komedii.
Jeśli jesteście stałymi czytelnikami Zwierciadła zapewne przeczytaliście te felietony. Ale wielbicielom talentu poleca się zakupienie niniejszego tomu.
Teraz czas na wisienkę. Komedia romantyczna zmieniła się w kryminalny thriller melodramatyczny z elementami antywojennego rozliczenia się z demonami przeszłości w dusznej atmosferze purnonsensowego romansu. Agent Tomek, który nazywa się Miłosz i nie jest agentem, tylko Holmesem Kochanym z księgowości. Zagadka jest skomplikowana jak budowa maszyny prostej takiej jak dźwignia na ten przykład. Tragiczne przeżycia z dzieciństwa odbiły się na naszym detektywie, którego życie emocjonalne jest koszmarem. Zmienia więc obiekty swoich uczuć częściej niż bieliznę, ale jest tak kochany, że nie sposób się na niego gniewać. Dowcip gruby, na poziomie obecnych produkcji filmowych zwanych dla niepoznaki komediami.

Kupić (choć lepiej wypożyczyć lub poczekać aż przecenią [ja wygrałem], to nie jest lektura, którą trzeba przeczytać jak najszybciej), poczekać do zimy, z felietonów zrobić sobie cowieczorny serial, zimno i ciemność będzie łatwiejsze do przeżycia. Połączywszy wszystko 6/10 wydaje się być oceną, w oczach wielbicieli może nieco zaniżoną, adekwatną do wysiłku jaki włożył autor w swe dzieło. Humoru może nie poprawiłem zanadto, na szczęście ponoć niedługo będzie wiosna albo nawet lato.

Maciej Stuhr "W krzywym zwierciadle" Wydawca Wydawnictwo Zwierciadło Sp. z o.o. 2013

6 komentarzy:

  1. Tak nasz młody Stuhr uniwersalny - i zagra, i zaśpiewa, i książkę wyda...

    Kiedyś ludzi robili jedno rzecz, a dobrze. A dziś?

    ...zawieszam pytanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak można na czymś zarobić to czemu tego nie robić?
      Jakby ktoś chciał wydać Twoją książkę i mógłbyś na tym zarobić, to byś odmówił?

      Usuń
    2. Jedna różnica - nie chodzi o zarabianie, chodzi o to, ze nasze czasy zbyt łatwo tworzą wszelkiego rodzaju "człowieków" renesansu - gdyby tych spostrzeżeń nie napisał młody S., tylko jakiś anonimowy blogger, to pewnie wzruszano by ramionami, a tak to "gwiazdowatość" trzeba wykorzystywać.

      "Gwiazda" śpiewa, tańczy, pisze, komponuje, reżyseruje, rysuje, pisze autobiografie mając lat 30 na karku etc.

      Rozumiesz?

      Usuń
    3. Ależ tylko i wyłącznie o to chodzi. Gdyby nie konkretne kwoty, to wielu z omnibusów polskiej sceny, odpuściłoby sobie zapewne te rzeczy, w których się niezbyt pewnie czują. To nie czasy tworzą tych "człowieków", tylko my, szarzy ludzie chcący się choć otrzeć o światła sceny, i ekonomia. Gwiazda musi przynajmniej błyszczeć, a to kosztuje. Gdy anonimowy blog zacznie być zauważany, to też zaczyna gwiazdożyć (batonika?). Obca Ci jest "kariera blogera"?

      A jakbyś zahaczył okiem o moją przed blogową opinię o Gaumardżos na lubimyczytać to dostrzegłbyś, że zauważam problem z jakim się borykasz ;)

      Usuń
    4. Już mam! Komentarz mój zbędny pod tą świetną opinią o G.

      G. rozwińmy sobie dowolnie...

      pzdr

      Usuń
    5. Yyyy dziękuję?

      Miłego

      Usuń

Dziękuję za Wasze komentarze, to fajnie wiedzieć, że ktoś (poza mną) z tego korzysta.