Pogoda iście wiosenna, pada śnieg (mogą więc rosnąć przebiśniegi), termometr pokazuje co prawda dwa stopnie na plusie, ale na weekend zapowiadają nawet minus dwadzieścia (krótkie spodenki raczej nie będą przydatne, chyba że ktoś planuje odmrozić sobie orzeszki). Tak jakoś mi się przypomniała moja zimowa przygoda z poligonem. Amunicji nie dostawaliśmy, więc stu dwudziestu chłopa naparzało się śnieżkami, było fajnie. Ale na prawdziwej wojnie fajnie nie jest.
Powracamy do cyklu Childe albo Dorsaj, o którym już było przy okazji "Zaginionego Dorsaja!". Tym razem padło na książkę, od której to wszystko się zaczęło w 1960 roku. Pół wieku minęło, a książka praktycznie się nie zestarzała.
Nie wiem czy autor z góry wiedział, że będzie to coś większego, ale my o tym już wiemy. Dzięki tej książce poznajemy całe uniwersum. Główny bohater, przechodzi kolejne szczeble kariery zawodowego żołnierza, na praktycznie wszystkich światach. Poznajemy dzięki niemu, planety, zamieszkujące je odłamy ludzkości, struktury władzy, religie lub filozofie jakie na nich dominują. Ale dowiadujemy się też o strukturach władzy całego uniwersum. Będzie nam dane zajrzeć za kulisy polityki i gospodarki tego wszechświata.
Główny bohater nie tylko, w iście amerykańskim stylu, robi karierę od szeregowego po głównodowodzącego. Choć w wojsku, biorącym udział w walkach, nie jest to trudne. Zwłaszcza jeśli przeszło się wojskowe szkolenie na Dorsaj i ma się trochę szczęścia. To na dokładkę okazuje się, że może nie jest tylko człowiekiem i Dorsajem, ale kimś więcej. Tylko kim lub czym jest?
Świetna militarna fantastyka. Bitwy na planetach i batalie kosmiczne. Odarte z romantyzmu, brutalne i krwawe. Troszeczkę, jak to zwykle u amerykańców, pompatyczne (ale tylko troszeczkę). Ale nie tylko walką żyje żołnierz, zwłaszcza jeśli awansuje na najwyższe stanowiska. Musi też zajmować się polityką. Ale tu też przydaje się wiedza z zakresu taktyki i dowodzenia.
Cieniutka książeczka akcja więc non-stop, czyli to co tygryski lubią najbardziej. Ja daje za to, oraz pomysł 8/10 i choć może nie jest arcydziełem literatury światowej, ale coś w sobie ma.
Gordon R. Dickson "Dorsaj!" tyt. org. "Dorsai!" Wydawca Wydawnictwo Amber Sp.z o.o. 1993
Wiek już taki, że pamięć wewnętrzna szwankować zaczęła, to tu będzie taki mój niepamiętnik.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za Wasze komentarze, to fajnie wiedzieć, że ktoś (poza mną) z tego korzysta.