17 kwietnia 2013

Więc chodź pomaluj mój świat

W czerwone i białe paski
niech na niebie pełnym blaskiem zalśnią pięcioramienne gwiazdki.

UWAGA ! Post zawiera lokowanie produktu.

Tak dość paskudnie i okrutnie sparafrazowałem piosenkę zespołu 2 + 1, nie wiem czemu mi się akurat tak skojarzyło. Może nazwa, może film, nie wiem doprawdy.

Akcję zorganizowało kino Atlantic, ale nie znajdziecie o niej na stronie kina ani słowa co dziwne. Ja znalazłem się tam przez przypadkowe natrafienie na stronie lubimyczytac.pl (przy okazji dowiecie się czegoś o samej akcji), która jest patronem medialnym akcji, na konkurs, w którym wygrałem zaproszenie (hip hip hura). I tak o godzinie dwudziestej wszedłem do oceanu.

Na początku mam radosną wiadomość dla wielbicieli Familiady, znalazłem zastępstwo dla Karola. Przemiły pan z kina (przepraszam, że nie zapamiętałem nazwiska) raczył nas przepięknymi sucharami. Potem rozlosował nagrody, niestety tu szczęście mnie opuściło. Kody do książki wygrały imienniczki prowadzącej rozmowę specjalną, tylko na tyle starczyło inwencji przemiłemu panu z kina. Na usługi zakładu fryzjerskiego załapał, czeszący się gąbką pan Maciej, który przyszedł z panią Hanną Bakułą. Książka trafiła do mojego rzędu ale na miejsce szóste, a ja siedziałem na czwórce, kinowy totolotek.




Następnie puszczono fragment audiobooka i tu całą swoją grozę ukazały fotele lotnicze. Są wygodne ale ciężko się w nich zdrzemnąć. Co mi po fragmencie książki, której zapewne nie kupię, bo po pierwsze nie lubię jej autora. Taka "spowiedź" po fakcie, śmierdzi mi hipokryzją i żądzą pieniądza, mógł odmówić i nie brać w tym udziału. Po drugie, to nie mój gatunek. Na szczęście, fragment nie był zbyt długi, helikopter nawet nie zdążył się rozbić.

Na bojowej fali uniesienia, wywołanej wysłuchanym właśnie fragmentem przystąpiono do dyskusji. Rozmowa była ciekawa i frapująca, w podobie do obrad plenarnych polskiego sejmu. Ale dwie rzeczy były fajne. O pierwszej wspomniała pani Edyta Żemła, jak to przed wyjazdem do Afganistanu, dziennikarze przeszli szkolenie. Nie, nie było to szkolenie "Zabij, a potem na wszelki wypadek dobij" albo "Jak z patyka, kawałka opony, sznurka od kozy i własnych odchodów, zrobić w pełni funkcjonalne, samopowtarzalne, działko przeciwpiechotne kalibru 105 mm". Szkolenie było pod tytułem "Jak szybko i elegancko, z zachowaniem etykiety, dać się porwać Talibom" (co przypomniało mi szkolenie szeregowca Mandeli z Wiecznej wojny Joe Haldemana, szkolono ich w bazie arktycznej, bo w kosmosie jest zimno) szkolenie miało kryptonim nomen omen "Nie strać głowy". Druga to sprawa tajnych więzień CIA w Polsce. Pan Krzysztof Liedlem z BBN, że logicznie biorąc (choć podejrzewać CIA o logikę, to jak Antoniego M. o inteligencję) amerykanie mogli sobie te więzienia założyć w mniej demokratycznym i cywilizowanym kraju. Zaś pani redaktor naczelna przekonana była, że raczej były. Wszyscy zostali przy swoich zdaniach. Swoją drogą nie wiem skąd jest pani Żemła, ale jej angielski akcent (czyżby zmywak w Anglii tak wpływał na język) był żałosny. Poznałem kilkoro Polaków przebywających na obczyźnie przez czterdzieści lat i mówiących po polsku lepiej i ładniej niż ja. Ale tak elyta ma w genach najwyraźniej.

Po konsumpcji kawałka pizzy, którą to (o dziwo gorącą jakby z pieca wyjętą) sponsorowało Domino's Pizza (buziaki, choć dwa kawałki byłyby znacznie lepsze).
Przystąpiliśmy do oglądania filmu. Jest to paradokument fabularyzowany, mający się tak do rzeczywistości jak i plakat tego filmu. Z tych pięciu Oscarów i czterech Złotych globów filmowi dostało się po jednym: Oscar za montaż dźwięku (choć ja jakiejś rewelacji nie wyczułem) i Glob za pierwszoplanową aktorkę (i tu też dość przeciętnie już bardziej mi się podobał Kyle Chandler). Film opowiada o tym jak to mała, brzydka i na dokładkę ruda agentka CIA, praktycznie w pojedynkę odnalazła kryjówkę Osamy. A następnie już całkowicie samodzielnie doprowadziła do słynnej akcji jego ubicia (z zaznaczeniem, że ma być ubity na miejscu). Zaś sam film to takie wybielanie, jakby na to nie patrzeć, terrorystycznych metod działania agencji, poprzez poszarzenie tła. W filmie zobaczymy też tajne więzienie agencji (i tu pełna konsternacja) w Gdańsku. Jak widać, nasz największy "sprzymierzeniec", ma nas tak głęboko w dupie, że bez żadnych skrupułów za pomocą cienkawego filmu wystawi nas na odstrzał, aby tylko odwrócić uwagę od siebie. Na szczęście (jak dotąd) terroryści wykazali się inteligencją dorównującą Intelligence, i też nas mają głęboko w ... (o czym zresztą mówił pan z BBN, że jesteśmy nieatrakcyjnym celem dla terrorystów). Filmowi daleko do choćby Wszystkich ludzi prezydenta, dlaczego podoba się w Ameryce, rozumiem, czym się zachwycają polscy krytycy, doprawdy nie wiem. Jak dla mnie, dość przeciętny obraz 5/10 i można to było upchnąć w dwóch godzinach swobodnie.

Organizatorze, na przyszłość, proszę, przy tej długości filmu (167 minut) zaczynanie całego jubla o dwudziestej jest takie trochę buu. Nie wszyscy dysponują własnym środkiem transportu, i trzeba było część drogi do domu pokonać z buta, po nocy. Nie brałem udziału w tym szkoleniu co pani redaktor i mógłbym stracić głowę, na moim prawym brzegu Wisły.

"Wróg numer jeden" tyt. org. "Zero dark thirty" scen. Mark Boal reż. Kathryn Bigelow w rolach głównych Jessica Chastain i Jason Clarke

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za Wasze komentarze, to fajnie wiedzieć, że ktoś (poza mną) z tego korzysta.