17 września 2012

Ecie-pecie o wszechświecie, wynalazku i rakiecie

Onegdaj, gdzieś w ubiegłym wieku, ludzie by usłyszeć muzykę swoich ulubionych wykonawców kładli na odpowiednie urządzenie duże czarne krążki. Urządzeniem tym był adapter zaś krążkami płyty. Jeszcze gdzieniegdzie, między innymi u takiego starego piernika jak ja, można spotkać i owo urządzenie i takie właśnie nośniki. Płyty dość łatwo ulegały uszkodzeniom, chrypiały, szemrały, a czasem przeskakiwały jak rysa była dość głęboka. Czasem dawało to dość komiczny efekt czkawki albo cofki. I tak, znana skądinąd  piosenka może  przybrać właśnie taki kształt Przygoda, przygoda każdej chwili, trsyt chwili, trsyt chwili, trsyt chwili...

W tej książce też czekała na nas przygoda. Bohater miał wyruszyć na niezwykłą wyprawę dookoła galaktyki. Jeszcze tylko dwutygodniowy urlop i hajda w niezbadane rejony Drogi Mlecznej. I wtedy autor wpadł na pomysł coby jeszcze bardziej uatrakcyjnić książkę i pchnął naszego bohatera na ścieżkę jeszcze ciekawszej wyprawy. Tylko zamiast się na nią wyprawić, zaciął się na dywagacjach, prawie filozoficznych, nad wspaniałością ludzkiej cywilizacji. Potem pomylił się paradoksalnie na tzw. paradoksie dziadka (którego chyba fantastom tłumaczyć nie muszę). Potem jeszcze pogubił się w czasie i nieco w przestrzeni. A jak zaczęło się robić ciekawie wreszcie, to zakończył ni w pięć ni w trzy swoją książkę.

Miało powiać wiatrem odnowy i wspaniałości, a powiało o zgrozo nudą. Epicka przygoda zmieniła się w zwykły splin (i bynajmniej nie chodzi mi tu o splinter cell). Ale ponoć z każdej książki płynie jakaś nauka. Teraz wiem jedno, jak się włazi na teren, na którym się za bardzo nie znamy, a co gorsza niezbyt dobrze rozumiemy,  to lepiej się nad nim nie rozwodzić, bo można i sobie i książce zaszkodzić. Rymowankę ponoć łatwiej zapamiętać.

Z pewną przykrością, bo zazwyczaj książki Peteckiego były całkiem, całkiem, to tej daje marne 3/10. Przegadane, i żeby ta gadanina miała jakiś sens jeszcze, to bym zrozumiał, ale tu ni sensu, ni składu. Zakończenie zaś woła o pomstę, rujnując i tak dość nieciekawą powieść. A jako, że ponoć każdy z nas jest potencjalnym bogiem, to zaprawdę powiadam wam odpuśćcie sobie tę pozycję.

Bohdan Petecki "Pierwszy ziemianin" Wydawca Państwowe Wydawnictwo "Iskry" 1983

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za Wasze komentarze, to fajnie wiedzieć, że ktoś (poza mną) z tego korzysta.