13 marca 2013

W czasie suszy Owena Yeatesa na szosie suszy

Zajrzałem do jednej z moich ulubionych księgarni i... jak ja ich nienawidzę. Granica pomiędzy miłością a nienawiścią jest bardzo, ale to bardzo cienka. Za co kocham Dedalusa, bo mają tam tanie książki, a za co ich nie lubię, bo mają tanie książki. Wszedłam i musiałem kupić, musiałem, nie było wyjścia.

Przyznaję się bez bicia, lubię prozę Dębskiego. To nic, że granica absurdu została przebita o jakieś trzysta procent. Nieważne, że ilość paradoksów na stronę przekracza wszelkie dopuszczalne normy, nawet te przyjęte dla fantastyki mało naukowej. Kiedy czytam jego książki świetnie się bawię, a to jest dla mnie bardzo ważne. Szkoda tylko, że wystarczają (i tak jest w tym przypadku) czasami na zaledwie jeden wieczór.

Od kiedy Chandler stworzył postać detektywa Marlowa, którego przestraszyć mogłoby jedynie wprowadzenie ogólnoświatowej prohibicji (choć i tak stwierdziłby pewnie: to ja pędzę), kryształowo uczciwego, twardego i wyjątkowo złośliwego (albo wręcz wrednego), a którego nie da się nie lubić (i co ważniejsze nie da się ubić), wszystkie jego udane klony zyskują moją przychylność. Owen zapewne jest jego nieodrodnym potomkiem w linii prostej. Wiecznie albo niezbyt trzeźwy, albo na kacu. Kopcący jak parowóz. Sponiewierany, skopany (i to dość dotkliwie), a nawet w pewien sposób zgwałcony (tak, tak, dobrze widzicie), rozwiązuje praktycznie nierozwiązywalną (acz w gruncie rzeczy dość trywialną) zagadkę kryminalną. Przy okazji naprawiając wielką niesprawiedliwość losu, jaka dotknęła pewnego geniusza. Zaś o kobietach pchających mu się do łóżka drzwiami i oknami (a nawet lukami i włazami) już napomknąłem, ale jest tego więcej.

Jak zabić dwa razy tego samego gościa i to w przeszłości, przyszłości i teraźniejszości? Jak przenieść się w czasie skoro nie wynaleziono maszyny czasu? I jak ukraść coś co nie zostało ukradzione lub nie dokonać kradzieży stulecia, która została dokonana? Wydaje się niemożliwe, bynajmniej, to da się zrobić. Wszystko opiera się na bardzo prostej zasadzie...

I w zasadzie co najważniejsze napisałem, jeśli potrzebujecie odstresowywacza, poprawiacza humoru nie zmuszającego do ukończenia polibudy aby cokolwiek zrozumieć, to z czystym sumieniem polecam. Ja przyznaję 6/10 ze względu na pewne niedostatki logiczne i w sumie dość banalną zagadkę, ale bardzo dobrze się to czyta (i szybko niestety). Bawcie się podczas tejże lektury, bo po to została napisana.

Eugeniusz Dębski "Flashback 2. Okradziony świat" Wydawca Fabryka Słów 2011

2 komentarze:

  1. Mam całą serie i tak się zastanawiam czy dobrze zrobiłem że ją zakupiłem. Z prozą Dębskiego miałem już wątpliwą przyjemność przy lekturze "Krótkiego lotu motyla bojowego", która była chaotyczna.

    A obiecałem sobie czytać tylko ambitne książki, ehh.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No coś Ty, to takie romansidło dla dużych chłopców. Czyli dużo dup, fajki, wóda, mordobicie i strzelaniny. Żadnego ambitnego dzieła się nie spodziewaj. To nie ten segment regału. Typowe czytadła, ale ja je lubię.

      Usuń

Dziękuję za Wasze komentarze, to fajnie wiedzieć, że ktoś (poza mną) z tego korzysta.