16 marca 2012

I'm a Firestarter

Przychodzi taki dzień kiedy taka neofita jak ja, musi coś napisać o książce człowieka uznawanego za mistrza (i to przez tą neofitę też). I wszystko byłoby w porządku gdyby pisał w samych superlatywach. Gorzej jest jak mu się trafi mistrzowski gniot, bo jak to wygląda, ćwok który musi się zastanawiać pięć minut nad skreśleniem prostego zdania, źle ocenia człowieka, którego książki zajmują listy bestselerów, tłumaczone są na większość języków i ekranizowane przed napisaniem. Ale biednemu to zawsze wiatr w oczy i nóż w plecy.

Przyznam się bez bicia, że książce za pierwszym razem nie dałem rady. Tyle razy czytałem podobne teksty, że mnie odrzuciło i na ponad rok książka powędrowała na półkę. Początek tej książki to koncert chciejstwa. Ja was stworzyłem, to będzie tak jak ja chce. I rozumiem to u początkujących pisarzy ale od mistrza człowiek oczekuje trochę więcej. Nie wiem jak wam, ale ja jakoś w tak masowe nagromadzenie szczęśliwych przypadków nie jestem w stanie uwierzyć. A jeśli coś jest aż nadto sztuczne, to zupełnie nie przemawia do wyobraźni. Jak wytłumaczyć, że zwykły człowiek, nauczyciel akademicki, z siedmioletnią córeczką wymykają się wyszkolonym agentom wspieranym przez policję i to o włos. Raz się to może udać, bo nawet zwykły człowiek ma czasem szczęście, ale kilkukrotne wymknięcie się z obław i pułapek i to przez "fartowne" zbiegi okoliczności jest nie tylko nieprawdopodobne ale wręcz nienaturalne.

Nie wiem jak wam, ale mi niezbyt często dane było się spotykać z ludzką życzliwością i bezinteresowną pomocą. Bohaterów powieści nie tylko nęka "fart" do ucieczek w ostatnim momencie, ale jeszcze dodatkowo wszyscy wybawiciele okazują się być altruistami. A to dadzą piątaka, a to zaproszą na śniadanie i dadzą samochód. Kurde, że  mnie żadna agencja rządowa nie ściga.

No dobra początek, jak to u Hitchcocka, musiał się zacząć od trzęsienia ziemi, ale co dalej. A dalej wcale nie jest lepiej. Najpierw, zupełnie z  nieznanych powodów, bohaterowie zostają zostawienie sami sobie. A potem zaczyna się istna komedia omyłek. To co działało nie działa, to co nie powinno działać działa, choć potem sobie przypomina, że nie powinno i nie działa. Cyngiel agencji okazuje się być geniuszem, który bezproblemowo inwigiluje całą agencje (jakby to była jakaś tam FBI, to i czemu nie, ale to tajna agencja naukowa). Jest super zabójcą, zabójczym psychologiem i to dziecięcym, hackerem lepszym od Neo (aż dziw, że go Morfeusz zamiast Neo nie wyciągnął z Matrixa) jakby jeszcze umiał latać, to Batman nie maiłby żadnych szans. Ale i jego, co prawda nie bez strat własnych udaje się pokonać naszym bohaterom, a z agencji zrobić nieudaną imprezę plenerową ze sztucznymi ogniami.

I jeszcze ta jakaś niezdrowa fascynacja bawełnianymi majteczkami.

Jest jedna rzecz pocieszająca, King napisał tyle innych dobrych książek, że tą jedną można sobie spokojnie odpuścić. Ja daje 5/10 i polecam przeczytać "Carrie", która jest znacznie lepsza.

Stephen King "Podpalaczka" tyt.org. "Firestarter" Wydawca Prószyński i S-ka SA 2008

11 komentarzy:

  1. A ja do "Podpalaczki" mam niesamowity sentyment, chociażby przez to, że była to pierwsza książka Kinga w moim życiu :) Podobała mi się prosta historia, smutek Charlie i walka Andy'ego o życie córki. A już to zdanie o tym, że nigdy nie wiadomo, co może zdenerwować małe dziecko jakoś zapadło mi w pamięć.
    Carrie natomiast czytałam dużo później i już mnie tak nie porwała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To zdanie nie jest jakoś bardzo odkrywcze :) Mnie się bardziej podobał wybór "The Rollig Stone" jako gazety do której udała się Charlie :-D

      Usuń
    2. Jasne że nie jest, na pewno czytałam też coś o tym w jakiejś innej książce, ale już nie pamiętam w jakiej :)

      Usuń
    3. Ale przyznaj, że jest to gniot, niegodny mistrza.

      Usuń
    4. Gniotem były "Stukostrachy" :) Choć przyznam, że może teraz inaczej bym odebrała "Podpalaczkę",a tak, jako jeden z pierwszych horrorów w mojej czytelniczej historii sprawdziła się świetnie :)
      Tutaj przynajmniej nie ma akcji rozwleczonej na niebotyczną ilość stron, plus milion niepotrzebnie rozbudowanych wątków pobocznych...
      Z resztą, "Stukostrachy" były jedną z moich pierwszych recenzji na blogu, jeśli chcesz przeczytać co o nich sądzę, to zapraszam: http://adanbareth.blogspot.com/2011/06/stukostrachy-czyli-totalna-porazka.html

      Usuń
    5. Tyle tylko, że to nie jest horror, tylko taki trochę kiczowaty i łzawy thriller :)

      Usuń
    6. Jakimi? I nie spamuj mi tutaj, już Cię podlinkowałem ;)

      Usuń
  2. No jak to jakim? W końcu I ojciec i córka posiadają nadnaturalne zdolności,więc jak się ktoś bardzo uprze to pod horror "Podpalaczkę" podciągnie...
    I ja nie spamuję, tylko biorę udział w dyskusji ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdolności jak pirokineza, prekognicja, telekineza, telepatia, empatia występują u ludzi , a że u niewielu. Nie jest to więc nadnaturalne tylko rzadkie. Jakby przywoływała demona ognia, o to byłoby horrorowate ;)

      Usuń
    2. Wiesz, jakoś nie stawiałabym empatii koło pirokinezy ^^
      A Charlie, jak się wkurzyła, to była takim prawie demonem ognia :)
      Jakby nie wypadał King przy rzeczowym podejściu do tematu - ta książka to jedna z moich ulubionych, i zdania nie zmienię :P

      Usuń

Dziękuję za Wasze komentarze, to fajnie wiedzieć, że ktoś (poza mną) z tego korzysta.