Miało być tak pięknie. Mieliśmy wyruszać w kosmos. Dzięki nowej eksperymentalnej metodzie. podbić mieliśmy przestrzeń. Aż się staniemy jako bogowie... Niestety, to była zła planeta. Ale jeszcze mogło być dobrze, tylko nikt nie chciał słuchać. Potem, gdy tajemnica została odkryta, było z dnia na dzień coraz gorzej. Aż nastąpił koniec...
Drapacze chmur osłoniły to miejsce przed falą uderzeniową i promieniowaniem, na jakiś czas. Za dnia obserwowałem uciekające tłumy. Czasem ktoś przystawał opowiadał co widział. Jak rozpadła się Maszyna, która miała być ratunkiem, a stała się grobem dla jej operatora.
Później gdy zaczął opadać radioaktywny pył, ludzka rzeka wyschła do strumyka, potem zaczeła zanikać. Ale co jakiś czas zdarzało się nadejście Fortynbrasa jakowegoś. I znów wysłuchiwałem przerażających historii. O dzielnicy głodnych dzieci, które żyły podług własnego żelaznego prawa. Sześciorgu puszka jakiegoś paprykarzu wystarczała na trzy dni, a kolor zielony oznaczał śmierć w męczarniach. Ale i tam przyszła przemoc. Wystarczy tylko "zaostrzyć patyk, uderzyć, poprawić, zabić, żyć."
Mistrz iluzji opowiedział mi o jakimś dziwnym kulcie, który narodził się wśród napromieniowanych ludzi i komputerów. Czasami się zastanawiałem czym jest człowieczeństwo, a zwłaszcza teraz.
Gdzie indziej ludzie uciekli w świat własnej podświadomości. Ale nawet tam każdy musi zapłacić myto, za swoje złe wybory życiowe.
W jednym z bunkrów pół-człowiek pół-maszyna zabawiał się w wielkiego brata. Stworzona przez niego telerodzinka we wszystkim była zależna o niego. Ponoć każdy ma takiego teledruha na jakiego sobie zasłużył.
Ponoć na mniej skażonych terenach tworzą się jakieś namiastki cywilizacji.Dzień jak co dzień jest tam jednak gorszy niż w najmroczniejszych latach ZSRR. Dzieci donoszą na rodziców. Pasmo wyrzeczeń za iluzoryczne przywileje, choć wiedzą, że ich poświęcenie służy głównie zapewnieniu dobrobytu tym na świeczniku. Zaś za spalenie skrawka papieru lub jakieś inne drobne wykroczenie można wszystko stracić łącznie z życiem. A tych odważnych nonkonformistów tak niewielu, a i często okazuja się zwykłymi oportunistami. I nigdy nie wiadomo, którzy są gorsi.
Dookoła mojego schronu leży mnóstwo porzuconych rzeczy. Ostatnio przez przypadek trafiłem na jakiś pamiętnik czy coś w tym stylu. Pisała to kobieta uciekająca z jednej z takich enklaw. Starali się tam odrodzić ludzkość. Wybierali najzdrowszych i wymuszali na nich rozmnażanie się. Resztę zaś skazując na życie w jak najgorszych warunkach. Nie dziwne, że doszło tam do buntu. To przez co ona przeszła, to jak wpaść w krzak ciernisty, każda droga sprawia ból.
Gdzieś tam ponoć androidy przejęły rząd dusz. Autoludy postanowiły chronić człowieka przed nim samym. Taka nowa lekcja wychowana obywatelskiego. Tylko czy zawsze są w stanie ochronić samych siebie przed chronionymi?
W warunkach nowej rzeczywistości, też trzeba znaleźć kogoś odpowiedzialnego za to, że dla wszystkich wszystkiego brakuje. Choć ci ze szczytów mają wszystkiego w bród albo nawet nadto. Zawsze potrzebny jest kozioł ofiarny, taki nowożytni heretyk, aby ugłaskać tłuszcze.
Wśród tych wszystkich dramatów często zdarzało się, że ci, którzy odpowiadali na sygnał SOS, nie ratowali tylko czyjegoś życia. Ratowali siebie, to co było w nich najlepsze.
Czy to sprawiła przegrana rozumu i ducha, który nie potrafił przeciwstawić się złości, zawiści i zazdrości, że ktoś wcisnął czerwony guzik i rozpętał armagedon. Na drodze tępych odruchów i martwej głupoty nie stanął żaden mądry szaman, który potrafiłby powiedzieć "nie", nawet za cenę własnej egzystencji.
Żarówka już przygasa, muszę kończyć. Tak tylko się zastanawiam, czy znajdzie się ktoś, kto dla ratowania tego czym jest, a może czym powinien być człowiek, będzie umiał poświęcić wszystko? I czy to poświęcenie cokolwiek da? Ludzka dziedzina to jak orka na ugorze. Czy będziemy potrafili docenić to poświęcenie, czy stanie się on kolejną ciekawostką, która ludziom nie da nic do myślenia?
Licznik Geigera strasznie trzeszczy i pokazuje 6 na dziesięciostopniowej skali, chyba się zepsuł. W sumie nie ma się co dziwić, made in China. Pójdę na powierzchnię popatrzę, może będzie trochę światła, to baterie słoneczne naładują akumulatory, bo żarówka już ledwo mży, jak wrócę to coś jeszcze może dopisze. Może zobaczę jakiegoś Człowieka?
Emma Popik "Tylko Ziemia" Wydawca Państwowe Wydawnictwo "Iskry" 1986
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za Wasze komentarze, to fajnie wiedzieć, że ktoś (poza mną) z tego korzysta.