21 stycznia 2012

Pizza tańczy i śpiewa, normalnie festiwal

Powiem krótko, nieprzyzwoicie się obżarłem. Poszedłem na festiwal pizzy i żeby pokątnie nie reklamować, nie powiem do której pizzyhut. Odbywa się to w ten sposób, że dostajecie olbrzymi talerz, a na niego jeden kawałek pizzy. Nie wybiera się rodzaju, tylko dostaje się taki jaki akurat się upiecze. Na cienkim, na grubym, a czasem z jakimiś białym serem, co komu wypadnie temu bęc. Czasem jest to duża pizza, czasem średnia, a czasem mała. Zjadacie jeden, dostajecie następny i tak w kółko, aż pękniecie albo się przejecie. Możecie odmówić, jeśli jakiś rodzaj pizzy wam nie odpowiada (nie bierzcie marakeszu, nie jest najlepszy). Jeśli chcielibyście sobie przerwę zrobić, to nie odmawiajcie, bo zaraz was dopadną i będą chcieli coś jeszcze podać, tylko weźcie sobie kawałek pizzy i go powoli konsumujcie, gryząc dokładnie i napawając kubeczki smakowe.

Niedawno był tam festiwal makaronu, nie poszedłem, ale teraz ciekawość mnie zżera (to, że jestem napchany jak prosiak, zupełnie nie przeszkadza) jak to się odbywało? Dostawałeś na start 10 kg makaronu i donoszono sos, a ty wybierałeś ile makaronu zjesz akurat z tym sosem, czy może było jak w Misiu?

W związku z makaronem przypomniała mi się wycieczka do Jugosławii. Był kiedyś taki kraj, całkiem fajny, ale wojna go zniszczyła. No ale ja nie o historii Bałkanów chciałem powiedzieć, tylko o mojej przygodzie z żywieniem zbiorowym na zorganizowanej wycieczce. Przez całe dwa tygodnie na obiad była jedna zupa, zupa powszechnie nazywana rosołem. Trzeba jednak przyznać, że każdego dnia był w niej inny makaron, a to jakieś literki, a to krajanka, gniazda, tasiemki, zwierzątka (za wyjątkiem much), rybki i wiele wiele innych. Mogę więc śmiało powiedzieć, że jeden festiwal makaronów już przeżyłem.

2 komentarze:

  1. Ja wspominam festiwal rosołowy - zawsze gdy byłem w odwiedzinach u dziadków - dzieckiem będąc, potem starszym dzieckiem. I zawsze ten rosół taki gorący... że hej... i zdrowy taki był... mówiła babcia. A ja z ukosa. Ale dzisiaj wspominam z sentymentem ten śmieszny (bo gloryfikowany do rangi UFOludzkiej i bożej strawy zarazem.

    A Miś :))) - superklasyk, ta scena to majstersztyk. Pozdro.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo ja Ci powiem, że dobry rosół nie jest zły. Moi rodzice na to mówią cudowana woda :)

      To jest komedia, nie to plastikowe dno, które teraz nazywają komedią, a człowiek się zastanawia, po co w toku ewolucji wyhodował sobie mózg.

      Usuń

Dziękuję za Wasze komentarze, to fajnie wiedzieć, że ktoś (poza mną) z tego korzysta.