Niedawno był tam festiwal makaronu, nie poszedłem, ale teraz ciekawość mnie zżera (to, że jestem napchany jak prosiak, zupełnie nie przeszkadza) jak to się odbywało? Dostawałeś na start 10 kg makaronu i donoszono sos, a ty wybierałeś ile makaronu zjesz akurat z tym sosem, czy może było jak w Misiu?
W związku z makaronem przypomniała mi się wycieczka do Jugosławii. Był kiedyś taki kraj, całkiem fajny, ale wojna go zniszczyła. No ale ja nie o historii Bałkanów chciałem powiedzieć, tylko o mojej przygodzie z żywieniem zbiorowym na zorganizowanej wycieczce. Przez całe dwa tygodnie na obiad była jedna zupa, zupa powszechnie nazywana rosołem. Trzeba jednak przyznać, że każdego dnia był w niej inny makaron, a to jakieś literki, a to krajanka, gniazda, tasiemki, zwierzątka (za wyjątkiem much), rybki i wiele wiele innych. Mogę więc śmiało powiedzieć, że jeden festiwal makaronów już przeżyłem.
Ja wspominam festiwal rosołowy - zawsze gdy byłem w odwiedzinach u dziadków - dzieckiem będąc, potem starszym dzieckiem. I zawsze ten rosół taki gorący... że hej... i zdrowy taki był... mówiła babcia. A ja z ukosa. Ale dzisiaj wspominam z sentymentem ten śmieszny (bo gloryfikowany do rangi UFOludzkiej i bożej strawy zarazem.
OdpowiedzUsuńA Miś :))) - superklasyk, ta scena to majstersztyk. Pozdro.
Bo ja Ci powiem, że dobry rosół nie jest zły. Moi rodzice na to mówią cudowana woda :)
UsuńTo jest komedia, nie to plastikowe dno, które teraz nazywają komedią, a człowiek się zastanawia, po co w toku ewolucji wyhodował sobie mózg.