W przygodówkach jak to w przygodówkach. Dobrze zapowiadający się młodzieniec musi uratować świat, albo kilka światów, niekiedy cały wszechświat ale to rzadko. Wyrwać najładniejszą, najbogatszą (niekiedy idzie to w parze) albo po prostu najlepszą panienkę (w przypadku gdy bohater jest płci powiedzmy pięknej, to chodzi o zdobycie najlepszego kawalera, choć niekoniecznie) we wszechświecie. I na koniec od zera do co najmniej kierownika zmiany w ośrodku wypoczynkowym dla emerytowanych zdobywców awansować, lub wyżej. Ale nie u Franka, u niego to by było dużo za mało. Dobrze zapowiadający się młodzieniec musi zostać bogiem, albo przynajmniej prorokiem, ale lepiej to pierwsze. Jak trzeba to trzeba wyjścia nie ma. Ale nie łatwo stać się bogiem, oj nie łatwo.
Nie wystarczy dokonywać cudów odwagi czy przenikliwości, to jest najłatwiejsze w tej dziedzinie. Trzeba umrzeć i to przeżyć, a to dopiero początek wyboistej drogi. Wykazać się mocami niedostępnymi przeciętnemu zjadaczowi chleba. Na ten przykład usunąć sobie wszczepy, bez narzędzi i przecinania skóry. A na koniec już tylko zostać powołanym i przejść kilka prób, które mogą doprowadzić do zagłady wszelkiego życia we wszechświecie. Jak się dziuga boga w bok, to nie wiadomo co mu strzeli do głowy jak go zaboli.
Fajny początek, choć taki (jak na twórcę Diuny) jakiś płytki. Światy ukazane są płaskie, bez głębi, jak makiety. Zagadki i ich rozwiązania też takie dość miałkie i trochę od czapki. A jak się zaczyna robić ciekawie i można by poszaleć, to szast prast i koniec. Wygląda jakby autor podczas pisania wpadł na lepszy pomysł i postanowił zakończyć to dzieło. Czyta się dobrze ale nie jest to jakiś cymes, spodziewałem się więcej, znacznie więcej. Dość przeciętna książka 5/10.
Frank Herbert "Twórcy Bogów" tyt.org. "The Godmakers" Wydawca Wydawnictwo ALKAZAR Sp.z o.o. 1993
Boże, widzisz, a nie grzmisz. Książki nie znam, bliskich spotkań z bogami również nie uświadczyłam. Jakie znowu wszczepy? A bogowie się nie robili, tylko się rodzili - piję tu do mitologii greckiej. I rzymskiej zresztą też. I skoro książka przeciętna, to sięgać nie będę, w tej tematyce i tak nie siedzę. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńRóżne wszczepy są w fantastyce używane, tutaj akurat mikro radiostacja w szyi.
UsuńA kto urodził Gaje i Uranosa?
W tej kategorii są lepsze (ale to moje zdanie).
Jakiś to niestety odprysk twórczości Herberta. Dla mnie on zawsze był za bardzo "far out", odjechany w tych swoich barokowych, rozgałęziających się wizjach. Zbyt bombastyczny. "Diunę" tak własnie odbieram.
OdpowiedzUsuńReszty nie znam i już raczej nie sięgnę. Wolę skromniejsze dekoracje i zamiary.
pzdr
Nie zawsze uda się napisać arcydzieło, takie jak Diuna. Dobrze, że się różnimy, ja właśnie za to kocham Diunę. Za te wszystkie ozdobniki, mogłoby się zdawać zbędne, a które pozwalają poszaleć wyobraźni. Za to, że czyta się ją, jak podkoloryzowaną opowieść starego człowieka, który przeżył niezbyt radosną przygodę i stara się ją dla nas ubarwić, żeby nie była zbyt okrutna. Takie jest moje zdanie.
UsuńA ja co dorwę to przeczytam.
Miłego