27 października 2012

Bzdurnomyślenie i głupiopisanie

Właśnie skończyłem czytać, prawie że dysertacje z zakresu ksenobiologii. Zrobiłem to pod wpływem jakowegoś szaleństwa, które się rozpętało w sieci na jej temat (ciekawe czy kiedyś pozbędę się tej dziecięcej naiwności). Jakoś strasznie nie lubię książek, w których autor stara się mnie przekonać, że jestem błędem ewolucji. O ile jeszcze mogę to wybaczyć komuś kto się wykaże w czasie udowadniania mi tej tezy, to w tym przypadku niestety autor sam popełnił dość poważny błąd.

Widzieliście pomnik księcia Józefa Poniatowskiego na koniu. Dość sławny on jest, bo to przed nim stał najzacieklej broniony krzyż. Ale nie ważne, może widzieliście jakiś inny pomnik, statuę, rzeźbę etc. etc.. Jeśli widzieliście, znaczy że się poruszyła, bo według autora niniejszego dzieła naukowego nie mielibyście żadnych szans coby je/ją/jego zobaczyć, albowiem człowiek nie widzi nieruchomych rzeczy. O ile jeszcze nie spodziewałbym się ujrzeć wężowidła w Wawce na ulicy (choć odkąd performans wyległ z zamkniętych galerii na ulicę, to spodziewam się zobaczyć cokolwiek, jak choćby kolorowe krowy) to ujrzenie czegoś takiego w statku kosmicznym obcych raczej nie byłoby zbyt dużym szokiem dla mojego mózgu, tym bardziej nie powinno być dla kosmonautów. Autor nie tylko popełnił tą bzdurę w książce, ale jeszcze w posłowiu starał się mnie przekonać, że to jednak on ma rację.

Nie wiem czy autor wie, ale bardzo silne pola magnetyczne, potrafią oddziaływać nawet na nie ferromagnetyczne substancje. 

Obraża moją samoświadomość i szczątkową inteligencję, jak ktoś za pomocą książki, uznaje te dwie rzeczy za zupełnie zbędne i wyrzuca nas na śmietnik ewolucji.

Ślepowidzenie w genialny sposób na nowo definiuje historię o Pierwszym Kontakcie ... i inne tego typu peany można przeczytać na tyłówce. Ja rozumiem, że większość z piszących to, nie miała szansy przeczytać Solaris Lema. Ja miałem, więc nic odkrywczego w niemożności nawiązania kontaktu z obcą formą życia, diametralnie odmienną od bioform opartych na węglu i posiadających zegarki elektroniczne,  z testowaniem badaczy przez nią samą, nie dostrzegam. Mimo mojego miałkiego wykształcenia nie miałem większych problemów podczas czytania Solaris, czego nie mogę powiedzieć o tej pozycji. I pomyśleć, że obie książki zostały napisane przez wykształconych ludzi, ale tylko jeden z nich nie musiał się popisywać swoją wiedzą, może dlatego, że ją miał i wiedział o czym pisze.

Co innego, że książka zawiera kilka ciekawych pomysłów, sporo specjalistycznych informacji z zakresu psychologii. Jak dla mnie, autor jednak nieco przesadził z fachową terminologią, co spowodowało, że książkę ciężko się czyta. Choć nie można jej odmówić, że jest dobra, to nie jest świetna, i zupełnie nie rozumiem afektacji na jej tle, ja daję 6/10.

Peter Watts "Ślepowidzenie"  tyt.org. "Blindsight" Wydawca Wydawnictwo MAG 2011

8 komentarzy:

  1. Wow, to pojechałeś, a po książkę mam zamiar sięgnąć za góra dwa tygodnie, więc zobaczymy czy moje wrażenia pokryją się z twoimi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nigdzie nie pojechałem, ot taki moje wredne i samoświadome wynaturzenia. Jak będziesz czytał, to uważaj na Bandę :)

      Usuń
  2. Do @pizaro dzięki za reklamę bloga, choć się nie prosiłem. Szkoda tylko, że nie umiesz czytać ze zrozumieniem tekstu. Gdzie ja napisałem, że "rozgryzłem" Solaris. Napisałem tylko, że zrozumiałem tekst. I może kiedyś napiszę co MI się wydaje, że autor chciał przekazać pisząc ją. Bo tu zapisuję MOJE subiektywne odczucia po przeczytaniu książki.

    OdpowiedzUsuń
  3. "Jeśli widzieliście, znaczy że się poruszyła, bo według autora niniejszego dzieła naukowego nie mielibyście żadnych szans coby je/ją/jego zobaczyć, albowiem człowiek nie widzi nieruchomych rzeczy. "
    Nie wiem, skąd wniosek iż człowiek nie widzi nieruchomych rzeczy. Nie widzi pewnych rzeczy ze względu na ograniczone możliwości aparatu widzenia (definitywnie) i filtrowanie pewnych informacji przez mózg (powiedzmy, że czasem "coś" widzi, a czasem nie). Chyba, że chodzi o sytuację w której do zaistnienia widzenia konieczne jest poruszanie się gałek ocznych, wtedy faktycznie "nie widzisz" rzeczy, bo nie jesteś w stanie rozpoznać danej rzeczy. Reale pole widzenia u człowieka jest stosunkowo wąskie.

    "O ile jeszcze nie spodziewałbym się ujrzeć wężowidła w Wawce na ulicy (...) to ujrzenie czegoś takiego w statku kosmicznym obcych RACZEJ nie byłoby ZBYT dużym szokiem dla MOJEGO mózgu, tym bardziej NIE POWINNO być dla kosmonautów."
    Wyróżniłem fragmenty newralgiczne w tej wypowiedzi. I bardzo ciekawi mnie fakt na czym autor tego bloga oparł swoje twierdzenie i jeszcze wytknął Wattsowi, że popełnił "taką" bzdurę. Wnoszę, po wypowiedzi że autor czytał posłowie, ale czy zajrzał do przypisów?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlaczego uważam że to bzdura? Albowiem wężowidło znajdowało się dokładnie pomiędzy bohaterem a robotem i nie zasłaniało robota, nawet jak nie wykonywało ruchu. Skąd wiem, że znajdowało się dokładnie pomiędzy, bo widzący je robot celował, jak się zdawało bohaterowi, w niego. Te doświadczenia nad nie widzeniem, polegały głównie na wykorzystaniu braku uwagi lub rozproszeniu uwagi przez zagadanie lub danie do wykonania jakiegoś zadania w trakcie. Tu nie ma o tym mowy, bo nie dość, że zwrócono uwagę kosmonaucie i powiadomiono go gdzie się znajduje wężowidło, to on chciał je zobaczyć. Mózg odrzuca czasem widziane obrazy jeśli są one zbyt "dziwaczne" i nie pasujące do całości obrazu. Ale na statku kosmicznym obcych raczej też nie ma to zastosowania. Tu wszystko jest obce więc pasujące do obrazu. Zapomniałeś o mimikrze albo aktywnym kamuflażu ale jak wiemy z treści to wężowidło było młode i głupie i nie zastosowało żadnej z tych metod. Jest to więc bzdura, że nieruchomiejące w momencie odpalania słupków i pręcików w oku człowieka wężowidło byłoby niewidzialne. Musiałoby też wracać zawsze do tej samej pozycji inaczej ludzki mózg postrzegłby zmianę właśnie jako ruch.

      Zdaje się, że do tego zdarzenia właśnie odnosi się tytuł oraz główne założenie ksenobiologa o grożącym im niebezpieczeństwie. Z bzdury wynikła bzdura i bzdurę pogoniła.

      Usuń
  4. W końcu ktoś tego złotego misia Wattsa rozpracował. Też ta książka wydała mi się przedobrzona. Trafne porównanie z Lemem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bez przesady, niczego nie rozpracowałem. Co gorsza w niektórych miejscach gubiłem się tak dokładnie, kto z kim dyskutuje w danym momencie, że musiałem się cofać i czytać jeszcze raz.
      Nie lubię też jak ktoś afiszuje się fachowym słownictwem, bo albo oznacza to, że chce za parawanem trudnych wyrażeń coś ukryć, albo też, że ma na punkcie swojego wykształcenia jakiś kompleks (jak to się kiedyś mówiło przejechał tróją po szynach).

      Usuń
  5. Powiem tak, dla osoby która zajmuje się biologią od dawien dawna plus psychologia książka ta wzbudziła większe zainteresowanie niż "Solaris". Myślę że zastosowanie terminologii jest raczej celowym zabiegiem, który ma wzbudzić szok i zaciekawienie, a nie ukryć "coś". Samo to co Watts pisze na temat świadomości nie jest odkrywcze, ale przekazuje to w bardzo dobry sposób i można powiedzieć daje parę dodatkowych argumentów. Świadomość w obliczu całego wszechświata może okazać się marnym wynalazkiem natury.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za Wasze komentarze, to fajnie wiedzieć, że ktoś (poza mną) z tego korzysta.