16 lutego 2013

Rodzicielstwo trudne żmudne ciekawe

Ostatnio moja praca polega głównie na szukaniu jakiejś roboty. Czasem się udaje, częściej nie, takie czasy.

Z tych prozaicznych przyczyn, że jednak czasami jeść się chce, a i rachunki same się nie zapłacą, imam się przeróżnych dziwnych działań. Jednym z nich jest bycie królikiem doświadczalnym. Jeśli na jakimś kosmetyku przeczytacie, że został on przebadany dermatologicznie, i że nie badano go na zwierzętach, będzie to częściowo prawdą. Przebadano je dermatologicznie, między innymi na mnie (ale mną nie ma co się przejmować, toć tylko człowiekiem jestem, ponoć rozumnym), ale jednak jakby nie patrzeć jestem również zwierzęciem (może nie tak słodkim jak kotki czy króliczki albo tak inteligentnym jak szczury, ale zawszeć). Jak już zauważyłem wcześniej jestem na swój sposób istotą rozumną, więc jeśli od tych chemikaliów, które testuje się na mojej skórze dostanę jakiegoś czerniaka, włókniaka czy innej egzemy, na którą po długich męczarniach zejdę, nikt się nie powinien tym przejąć (może poza moimi rodzicielami, czasem wydaje mi się, że mnie lubią nawet). Toć sam zdecydowałem się (przypominam mam pomiędzy uszami jakiś mózg, który ponoć myśli) na te badania i sam będę odpowiedzialny za ewentualne konsekwencje moich czynów.

Jednak te badania prowadzane są też na dzieciach. I to mnie nieco dziwi. Nasze państwo dało sobie prawo do decydowania na ten przykład czy ja mogę z moim szesnastoletnim synem napić się piwa (nie mogę bo: po pierwsze nie mam syna [córki też nie mam, ale to nie ważne], po drugie podpadałbym pod ustawę o rozpijaniu nieletnich), gorsze jest to, że jak się taki nielot sam gdzieś nawali, to rodzic zostanie ukarany za to. Natomiast rodzic może (i tu chce podkreślić, że nie oceniam, bo sytuacja jest jaka jest, ale ja osobiście prędzej bym sprzedał jakiś organ niż pozwolił cokolwiek przetestować na własnym dziecku) pozwolić aby jakiś koncern kosmetyczny testował swoje (nie sprawdzone, a więc potencjalnie niebezpieczne) produkty na, dla mnie to zgroza, bardzo małych dzieciach (widziałem tam 2-3 letnie dzieci).

Mamy ponoć obrońce praw dziecka, ale może przed kamerami woli używać przetestowanych kosmetyków. Jest ponoć jakiś Unicef, ale pewnie zajęty jest produkcją kartek pocztowych i afrykańskimi dziećmi. Mamy w końcu bardzo moralny parlament, który troszczy się o nienarodzone (te narodzone mogą cierpieć jak widać).

Ja wiem i rozumiem, że być może, tą filipiką, kilku biednym (i prawdopodobnie bezmyślnym) rodzicom próbuję odebrać te parę groszy, które przeznaczone są i tak na te dzieci. Ale podejrzewam, że większej liczbie może to odciąć dostęp do kolejnej łatwo zdobytej flaszki.

A co wy drodzy moi czytelnicy o tym myślicie (o ile cokolwiek was to obchodzi)?

Nadmienię , że nie należę do żadnej partii, nie startuję w żadnych wyborach, zwyczajnie i po ludzku takie coś mnie wkur..., i że czuję się jak obywatel 5 świata, a nie jak europejczyk. 

2 komentarze:

  1. Patrz, a nie wiedziałem o tych testach na dzieciach. Dla mnie skandaliczne i po prostu podłe. Podejrzewam, że jak zwykle chodzi o kasę - koncernów i "rodziców."

    Podzielam wkurw...

    I pozdrawiam!

    Powodzenia w zakotwiczeniu na jakimś etacie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja do niedawna nie wiedziałem, że są testy na dorosłych.
      To mnie nie dziwi.

      Nie dziękuję :)

      Usuń

Dziękuję za Wasze komentarze, to fajnie wiedzieć, że ktoś (poza mną) z tego korzysta.