Polityka to tarzanie się w błocie. I każdy się musi ubrudzić.* A na dokładkę, wygrzebywanie "dziadków w wermachcie", to dyscyplina wyborcza. Rozmawiający z bogiem (diabłem i innymi kilkoma ciekawymi, a nieistniejącymi w obecnej rzeczywistości osobami) polityk, musi więc jak ognia wystrzegać się wykrycia, że przed stu kilkudziesięcioma laty miał w rodzinie "Wielebnego Jones-a". Na szczęście, mchem i trawą zarosło zanim Ameryka się ucywilizowała i nikt nic nie wie. Może więc zupełnie spokojnie kandydować na prezydenta USA. Toż przeciętny wyborca i tak widzi tylko ciężką pracę ludzi od pijaru. Tylko bardzo nieliczni obnoszą się ze swoim szaleństwem publicznie, a jak pokazuje historia najnowsza, nawet oni znajdują wyborców. Połączenie "dziadka" i nierówności podkopułowych mogłoby jednak przeważyć szalę na niekorzyść kandydata. Co ma więc biedaczyna zrobić z odkrywcami pradziadka?
Bardzo fajne połączenie historii osadnictwa w Ameryce północnej, ze współczesnym światem wielkiej polityki i dziennikarstwa. Ale jedna rzecz mi się podobała szczególnie. Jak kiedyś będę pisał książkę (osoby wierzące uprasza się o modlitwę w intencji, coby mi taki głupi pomysł nie przyszedł do głowy, niewierzący zróbcie to samo dla własnego waszego dobra) to z pewnością ten pomysł wykorzystam. Wyobraźcie sobie, że ludziska przed wiekami, to tylko w oficjalnej korespondencyi używali archaizmów, w pamiętnikach pisali współczesnym językiem. Przecież nie będą sobie samym utrudniać odczytywania tych bazgrołów pisanych inkaustem w kajecie jakimiś tam azaliż, mości dobrodziko, drzewiej czy innymi tego typu głupotami. Czyż nie jest to pomysł godny geniusza?
Nic nie mam do osób, które wierzą w boga (któregokolwiek) czy w Buddę lub innego człowieka. Jeśli nie narzucają mi się z tą wiarą, lub nie próbują wykorzystać aparatu władzy do wmuszania swojej wiary. Nie wykorzystują innych wierzących do swoich własnych przyziemnych celów. Ale zupełnie nie ufam wszelkim "religiom" i ich przedstawicielom. Stały się one w większości zwykłymi instytucjami nastawionymi na maksymalny zysk po minimalnych kosztach.
Nieźle zamotana opowieść. Dobrze napisana, z dość dużą dozą realizmu. Kilka potknięć można wybaczyć, bo nie ma ludzi nieomylnych, a i Google też do takich nie należą. Autor potrafi kluczyć i gubić tropy co mu się na plus zapisuję. Zliczając plusy i minusy oraz niektóre genialne pomysły wyszło mi 6/10. I na długie zimowe wieczory jest to jakaś opcja.
*-KAZIK "Komandor Tarkin"
Alex Scarrow "Anioł śmierci" tyt.org. "October Skies" Wydawca G + J Gruner + Jahr Polska Sp.z o.o. & Co. Spółka Komandytowa 2010
ps. NCIS - piszę ten skrót, bo jak ostatni napisałem skróty kilku innych organizacji rządowych, to miałem kupę odwiedzin z USA na swoim blogu. Potraktujcie to jako eksperyment, wynikami się podzielę jak ktoś będzie chętny wiedzieć ]:->
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za Wasze komentarze, to fajnie wiedzieć, że ktoś (poza mną) z tego korzysta.