10 stycznia 2020

Umysł wymiętoszony

Ostatnio na którymś kanale przypomniał się taki fajny horrorek "Ukryty wymiar" (Event horizon) z 1997 roku. Jeśli nie znacie, to warto zobaczyć (ale lepiej nie czytajcie dalej bo będzie spojler, przejdźcie zatem do następnego akapitu), a tym którzy znają, tak tylko z lekka przypomnę. Wyprawa ratunkowa dociera do zaginionego siedem lat wcześniej super nowoczesnego statku Event horizon. Statek miał eksperymentalny napęd grawitacyjny, który pozwalał na pokonanie prędkości światła poprzez przeniesienie statku do innego wymiaru. Tyle że ten inny wymiar okazał się iście piekielnym zjawiskiem, które zlikwidowało załogę i ożywiło statek. A ten wrócił coby zapolować na jeszcze kilku ludziów. Czemu wspominam o tym filmie albowiem autor dziś opisywanego dzieła również stworzył iście piekielne warunki swoim bohaterom. I wcale nie powiem, pomysł był niegłupi ale coś nie pykło, jak z tym napędem grawitacyjnym, nie wiem czy autorowi zabrakło odwagi czy fantazji.

Uwielbiam czytać blurby, oczywiście po przeczytaniu samej książki, zazwyczaj jest to humorystyczny dodatek. Nie inaczej jest w tym przypadku. Trzy blogerki (których blogi będę omijał szerokim łukiem) wywaliły tak piękne laurki, że można dostać cukrzycy od samego patrzenia na te ich wypociny. Gorsze jest to, że dwie z nich na sto procent nie przeczytały tej powieści, co do trzeciej mam tylko podejrzenia, bo jej laurka jest tak ogólnikowa, że po zmianie tytułu można to przypiąć do każdej książki. Skąd mam pewność, że nie czytały.

Gdyby przeczytały do wiedziałby, że tyłówka i pierwsze sto osiemdziesiąt stron tego dzieła to tylko wstęp, a całość ma zupełnie inny wydźwięk. Ja też na początku chciałem swoją opinie zatytułować "Dziesięciu murzynków"  (Ten little niggers) (choć w dobie poprawności politycznej powinienem podać tytuł neutralny czyli "I nie było już nikogo" ale kim ja jestem żebym Agathe poprawiał). Ale ta książka jest jakieś 40 lat świetlnych za "murzynkami" (swoją drogą uwielbiam murzynka zwłaszcza przy dobrym kryminale i z kubkiem kakao, oczywiście jak to u mnie, przesłodzonego). Więc o czym to jest? I tu właśnie pojawia się problem, nie wiem. Miało być o zniewoleniu i wyzwoleniu (chyba), a w sumie to się jakoś tak rozlazło po kontach okrągłego statku kosmicznego. Zapomniałem wspomnieć, że jedna z laurkotwórczyń nazwała międzyukładowy statek kosmiczny: promem. Już byście wzięli kogoś z jakąś choć ogólną wiedzą w temacie. Ale nie ma się co dziwić, jak sam autor nie ustrzegł się dość poważnych błędów.

Co zrobi grupa kryminalistów różnej maści, jak się ich zostawi bez dozoru w jakimś pomieszczeniu. Zwłaszcza, że dobrze wiedzą, że nie są załogą ale towarem przewożonym w ładowni. Postara się wykombinować jak zwiać. O ile ciężko jest zwiać ze statku kosmicznego, bo próżnią się ciężko oddycha, to zawsze można zwiać statkiem. Ale ze statku też można było, bo był na nim prom (to taki statek do krótkich podróży). Przez trzydzieści lat można plastikowym (ależ ja dziś niepoprawny politycznie jestem no no) widelcem czołg rozkręcić na części, a co tu pisać o tak skomplikowanym tworze jak statek kosmiczny. W nieważkości nie da się biegać panie autorze, no nie ma sposobu na to. Można coś na kształt biegu uprawiać ale trzeba być bardzo mocno i dokładnie przypiętym do bieżni i to w taki sposób aby uniemożliwić wykonywanie salt (bo akurat wykonywanie nieskoordynowanych salt w nieważkości jest bardzo proste), A jakby się pan choć trochę zainteresował, poczytał dostępną literaturę, pooglądał co tam w kosmosie piszczy (choć teoretycznie nie powinno, bo dźwięk się w próżni kosmicznej ciężko niesie, może temu że nie ma za bardzo na czym) to wiedziałby pan jeszcze jedno. Po czterech miesiącach w nieważkości, jakiekolwiek próby eksploracji jakiejkolwiek planety, a już zwłaszcza planety o ciążeniu prawie półtora G, są awykonalne. Astronauci po powrocie na naszą planetę mają problemy z poruszaniem się, a tu jest tylko 1 wielkie G. Co się stało z ogrodem, rośliny w nieważkości kompletnie głupieją, nie ma zielonym do góry, bo nie za bardzo wiadomo gdzie jest góra. Skąd kurz w nieużywanej części statku? I kilka mniejszych i drobniejszych potknięć ale to pomińmy.

Ale autor jest chyba jeszcze dość młodym człowiekiem ma czas się poprawić. Nie wyrósł jeszcze z idealizmu (to taki chorobowy stan przejściowy pomiędzy młodością, a dostrzeżeniem w co się tu gra) o czym świadczy zakończenie (chyba najgorsza część tej powieści). A mogło być tak pięknie, bo pomysł niegłupi. Stanowczo za długi i zupełnie niepotrzebny ten brutalny wstęp, który właściwie nie ma dalszego ciągu ani większego wpływu na drugą część powieści. Którą to właśnie z chęcią przeczytałbym bardziej rozwiniętą, a nie tylko te kilka ostatnich dni. Serio, odkrywanie i eksploracja obcej cywilizacji znacznie bardziej ciekawi niźli nieporadność i mordercze skłonności naszej własnej rasy. Co się stanie z naukowcami wiadomo było, zaś zupełnie nie wiem co stało się z dwoma przestępcami, którzy uczestniczyli w kontakcie trzeciego stopnia, co z nimi panie Struno? Gdzie się podziały ich umysły wyzwolone?

Myśląc o wolności, myślimy raczej o wolności naszego ciała niż umysłu. Może rzeczywiście ograniczanie wolności poprzez wsadzanie przestępców za kratki, to jakaś aberracja. Toż ciało jest tylko narzędziem jak nóż czy pistolet. Może właśnie należałoby zamykać umysł. Odciąć go od możliwości sterowania ciałem, a ciału pozostawić tylko podstawowe funkcje, aby mogło zarabiać na siebie jako prosty robotnik przy nieskomplikowanych pracach. Jest to jakaś myśl, tylko czy aby na pewno moja własna?

To mogło być fajne, to się całkiem dobrze czytało miejscami, mimo tych błędów, ale czegoś zabrakło jak przypraw w chili con carne. Wszystko zostało jakoś tak wymemłane, rozwleczone, nieostre i jeszcze to tragicznie idealistyczne zakończenie. Nie, to nie tak być winno, a może tylko ja jakiś taki niedomyślny ale jestem na nie i dam tylko 5/10 i ciężko mi to polecić, bo nie za bardzo wiem komu mógłbym.

Tym razem podziękowania na końcu. Na kanapie bardzo dziękuję za zaufanie, zaś wydawnictwu Novae Res za udostępnienie książki (mam nadzieję, że nie zrazi Was zła recenzja, a da asumpt do wnikliwszej oceny wydawanej powieści).

Edward Strun "Nadir" wydało Wydawnictwo Novae Res

7 komentarzy:

  1. Dzień dobry,
    jestem autorem „Nadira”. Dziękuję za zrecenzowanie książki i za to, że nazwał mnie Pan młodym człowiekiem. Kiedy dobiega się czterdziestki, coraz rzadziej tak się o sobie myśli.
    Nie mam w zwyczaju odpowiadać na zarzuty recenzentów, jednak Pan zwrócił się bezpośrednio do mnie, więc postanowiłem zrobić wyjątek. Oczywiście odniosę się tylko do zarzutów merytorycznych, bo doskonale rozumiem, że sama książka oraz jej przekaz, nie każdemu musi się podobać. Bardzo też zależy mi na tym, żeby nasza rozmowa odbyła się w przyjaznej atmosferze.
    1. W nieważkości nie da się biegać.
    Też tak myślałem. Przekonał mnie film, na którym Usain Bolt „biega” w stanie nieważkości. Link:
    https://www.youtube.com/watch?v=jy5UDtRmbEA
    Oczywiście to pseudo-bieg, bo po drodze wykonał kilka fikołków. Ów „bieg” polega na muskaniu powierzchni i posuwaniu się wprzód dzięki sile tarcia, równocześnie wykonując „rowerek” w powietrzu. Człowiek się zmęczy dopiero wtedy, gdy się namacha nogami. Napisałem w książce, że taki „bieg” w stanie nieważkości byłby dużo mniej forsujący niż bieganie na Ziemi. Może faktycznie powinienem słowo „bieg” zapisać w cudzysłowie.
    2. Po czterech miesiącach w stanie nieważkości, nagle ciążenie 1,4 g. To rzeczywiście bardzo „ciężki” zarzut. Uznałem, że odpowiednia suplementacja diety i regularne ćwiczenia zapobiegłyby problemom zdrowotnym. A elektromagnesy, dzięki którym załoga wiedziałaby, gdzie jest góra, a gdzie dół, pozwoliłyby uniknąć problemów z błędnikiem. Choć oczywiście mogłem być w błędzie. Nie mam zamiaru się spierać.
    3. Nie mam pojęcia, co działoby się z roślinami. Dlatego przemilczałem ten temat. Doskonale rozumiem, że dociekliwszy czytelnik uzna to za błąd.
    4. Nie wyjaśniłem pochodzenia pyłu w Prezbiterium (domyślam się, że o ten pył/kurz chodzi). Uznałem, że to mało istotne. Rozumiem, że dociekliwy czytelnik uzna to za błąd.
    Chciałbym udostępnić Pańską recenzję na mojej stronie na Facebooku, jednak jeden szczegół mnie powstrzymuje. Chodzi o to, jak odniósł się Pan do blogerek, które napisały rekomendacje na okładkę. Nie chciałbym im sprawiać przykrości. Przeczytanie recenzji na ich blogach przekona Pana, że przeczytały książkę. Nie każdy musi interesować się „promami kosmicznymi”. Może po swojemu oceniać inne aspekty powieści: bohaterów, klimat, przesłanie itp.
    Pozdrawiam serdecznie
    Edward Strun

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 1. Dobrze, że napisał pan "biega" ja bym napisał rozpaczliwie macha nogami. Zresztą na filmie widać, że nie było pełnej nieważkości w momencie "biegu" gdyż biegacze opadają na podłogę, co przy pełnej nieważkości nie miałoby miejsca.
      2. Uff
      3. Tu odbyła się ciekawa dyskusja https://nakanapie.pl/recenzje/umysl-wymietoszony-nadir do mojej recenzji. Przypomniała mi ona o jeszcze jednym poważnym błędzie, który wypadł z siwiejącej i lekko dziurawej już głowy. Otóż wspomina pan w jednym zdaniu o ogrodzie. Inżynier naprawił zepsuty zraszacz. Zraszacz w zero G genialny pomysł. Widział pan może film Salut-7 (Cалют-7) warto by było. Temat roślin jest dość ważny w pierwszej części, dziwi więc to zaniechanie w drugiej, zwłaszcza że ich podstawowa funkcja, produkcja tlenu oraz redukcja CO2, jest dość istotna.
      4. Tak, ten ślad pozostawiony w progu (jak szczęśliwie zresztą, niech pan zwróci uwagę, że przechodząc przez drzwi zazwyczaj odruchowo postawi pan stopę za drzwiami nie w progu). To nie jest mało istotne, bo wywołuje lawinę zdarzeń raczej tragicznych. Skąd ten kurz tam i brak go w nieużywanym korytarzu zamieszkanej części statku.
      Proszę się nie krępować może pan "bolesne" fragmenty odrzucić. Choć podejrzewam, że osoby robiące laurki dla wydawnictw, raczej nie przejmą się słowami niszowego blogera, a nawet jeśli, to przy wypłacie im przejdzie. I nie chodziło mi o prom, to tylko taki prztyczek. Te laurki odnoszą się li tylko do pierwszej części, a jak wiadomo, to tylko wstęp do całości. I żaden to kryminał czy też thriller, jak owe laurkotwórczynie napisały (tak można wnioskować po przeczytaniu jakiś 140-160 stron maksymalnie), bo potem nic już na to nie wskazuje.
      Mnie zaś dręczy pytanie co się stało z umysłami tych dwóch morderców, bo umysły naukowców wróciły do ciał, a ich wyzwolone z okowów cielesności pomknęły w bezkres kosmosu ku wolności i zachodzącemu słońcu, tak?

      Usuń
  2. Co do blurbów, to zasadniczo jest z tym słabo: nawet te pisane przez innych pisarzy bolą często w oczy.
    Szacun za sięgniecie po coś z Novae Res: ja ich książki (i autorów ;P ) od lat omijam szerokim łukiem :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najlepszego w Nowym dwudziestodwudziestym roku :D
      Darmo dali (znaczy recenzję chcieli w zamian) to przeczytałem. Nie jest to dzieło ale dało się przeczytać. Blurby autorów też wyśmiałem w opinii dziewczyna w ciągu, zwłaszcza Kinga (Stephena oczywiście). Co tam w wielkim świecie fantastyki?

      Usuń
    2. W ogóle zlikwidowałabym instytucję blurba, wszyscy by na tym zyskali (łącznie z autorami książek).

      Co w wielkim świecie? Raczej stabilnie, ale ciężko o konkrety, bo w sumie cały zeszły rok zeżarła mi praca :/

      Usuń
    3. Czasami te blurby to najlepsza (najśmieszniejsza zazwyczaj) część książki, szkoda by było jakby znikły tak całkiem (choć jakby były bliższe prawdy lub rzetelniejsze w ocenie byłoby lepiej).
      Będziesz na targach z jakąś akcją?

      Usuń
    4. O to to :)

      Co do Targów Książki: jeszcze nie wiem, wszystko zależy od tego, czy znów Nowa Fantastyka będzie coś współorganizować. Jeśli tak to pewnie w prowadzenie paneli dyskusyjnych się wkręcę.

      Za to na pewno będę prowadzić kilka spotkań podczas wiosennych Targów Fantastyki, zapraszam :)

      Usuń

Dziękuję za Wasze komentarze, to fajnie wiedzieć, że ktoś (poza mną) z tego korzysta.