Historia się zaczyna, potem trwa i różne rzeczy się dzieją dziwne i czasem nawet ciekawe, jest i przygoda i praca na obcej planecie, są opowieści o wcześniejszym życiu bohaterki, i na końcu książka się kończy. Brak jakiejś myśli przewodniej, albo ja jej nie dostrzegłem, choć zazwyczaj mi się udaje zrozumieć, co autor chciał przekazać, o czym opowiedzieć. Tym razem nie pojąłem zamysłu. Nie można powiedzieć, że nic się nie dzieje, bo dzieje się, tylko po co?
Jednego czego nie można odmówić autorowi to rozmachu. Jak do tej pory największe statki kosmiczne miały po kilka kilometrów długości czy szerokości. Czasem były to nawet jakieś wydrążone, lub nie, planetoidy albo nawet planety. Statki jakie posiadają tutejsi obcy, mają wielkość mierzoną w miesiącach świetlnych. Układ słoneczny ma średnicę 78,8 j.a. co równa się blisko jedenastu godzinom świetlnym. Nasza staruszka Ziemia leży zaledwie o osiem minut świetlnych od Słońca. Miesiąc świetlny zaś to 7,78*10^12 km. A wydawali się tacy prymitywni.
To da się przeczytać, ale ten, nie wiem jak to powiedzieć, niedosyt może. Taki brak jakiejś puenty, kropki nad i, w pewien sposób męczy i trochę drażni. Jak dla mnie to 4/10, albo autor za mądry, albo ja za głupi, może nie dorosłem, może mi coś umknęło, może zgubiło się w przekładzie, nie wiem.
Paul J. McAuley "Czterysta miliardów gwiazd" tyt.org. "Four hundred billion stars" Wydawca Zysk i S-ka Wydawnictwo s.c. 1999
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za Wasze komentarze, to fajnie wiedzieć, że ktoś (poza mną) z tego korzysta.