27 maja 2012

Hej przeleciał goły grubasek poprzez szwedzki lasek

Na okładce jako reklama zapisana wypowiedź jakiegoś krytyka literackiego - Nie zawracajcie sobie głowy Stiegiem Larssonem, Kallentoft jest lepszy, ale to nie jest prawda. Nie jest ani lepszy, ani gorszy, jest inny, bardzo inny.

Zaczynasz czytać, narracja jest neurotyczna, nerwowo rozdygotana, wręcz psychotyczna. Przeskakuje gwałtownie, z myśli na myśl, z osoby na osobę. Trzeba uważać, bo przeskoki często zgrane są ze stronami, jesteś tu, przewracasz kartkę i jesteś gdzie indziej... WTEM czytasz rozważania z mniemanologii nad wyższością wiszenia na znacznej wysokości i widoku jaki się roztacza, prowadzone przez wisielca (sic?!). Ale czytasz dalej, zaczynasz wczuwać się w rytm, wiecie jak to jest. Przestają przeszkadzać obcojęzyczne nazwiska i dość dziwne imiona (swoją drogą ciekawe jak Szwedzi poradziliby sobie ze Grzegorzem Brzęczyszczykiewiczem z Chrząszczyżewa powiat Łękołody). Łapiesz co i kto myśli, gdzie jesteś i po co? Udzielać się zaczyna taki nerwowy klimat jaki wywołuje ta chaotyczna narracja. Zaczynasz nawet, mimo dwudziestu kilku stopni ciepła, odczuwać paraliżujące zimno w jakim toczy się dochodzenie i WZIUUUUU przeleciał nagi martwy tłuścioch cieszący się z lekkości lotu.
Co to jest do jasnej cholery, ja się pytam? Co to za idiotyczne i zupełnie zbędne (to jest moje zdanie i nikt nie musi go podzielać) wstawki z rozważań nieboszczyka nad życiem po zgonie i radości z tego płynącej? Po co to jest zrobione, bo papra to całkiem dobry, a mogę śmiało powiedzieć, że świetny kryminał? Dla rozgłosu, dla wywołania jakiejś wątpliwej sensacji. Jak dla mnie jest to klasyczny strzał w stopę. W moich oczach z dobrego kryminału zrobił się jakiś cienki horror/paranormal, ni pies, ni wydra takie uj wi co.

Jak pominąć te wstawki, o wyższości życia po śmierci nad nudną i pozbawioną radości egzystencją żywych, dostajemy klimatyczną powieść policyjną. Świetnie zobrazowane frustracje detektywów, gdy kolejne tropy wiodą na manowce. Bezsilność gdy kończą się poszlaki i w końcu zniechęcenie, a jednocześnie, bolesna wręcz, potrzeba wyjaśnienia zagadki. W tle; ale jednak przebijające się; prywatne życie zespołu śledczego. I ten cholerny mróz, przesączający się ze stron książki do cieplutkiego w ostatnich dniach pokoju. Trzeba przyznać, że Mons posiada dar obrazowania słowami.

Znowu wystawię dwie oceny, czytane bez wstawek warte jest 8/10, ze wstawkami zaledwie 6/10. Polecam po prostu omijać większe partie tekstu pisane kursywą (to te wstawki), nic się nie traci, a wręcz przeciwnie, zyskuje się na klimacie, a jak ktoś ma maniakalną potrzebę przeczytania całości, to zaznaczać i przeczytać hurtem, po zapoznaniu się z kryminalną stroną książki.

Mons Kallentoft "Ofiara w środku zimy" tyt.org. "Midvinterblod" Wydawca Dom Wydawniczy REBIS Sp.z o.o. 2010

ps. Na śmierć zapomniałem o polskim akcencie, nasze panie są postrzegane jako doskonałe sprzątaczki. Jakby co możecie drogie panie powoływać się na pana Monsa, wystawił wam znakomite referencje.

1 komentarz:

  1. Najgorzej jest, gdy ktoś na siłę próbuje być oryginalny - wtedy powstają takie "cuda" jak to opisane przez Ciebie ^^

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za Wasze komentarze, to fajnie wiedzieć, że ktoś (poza mną) z tego korzysta.