14 kwietnia 2012

Hej, hej Mars napada, lata traktor, traktor lada

Nie jesteśmy sami w kosmosie ! Ale nie jest to ani pozytywna ani radosna informacja. Wszystkie rasy, które wyewoluowały do ery podboju kosmosu są wojownicze i chcą dominować we wszechświecie podporządkowując sobie młodsze i słabsze cywilizacje. A my dopiero co wykluliśmy się z jajka. Pierwszy kontakt okazał się dość przykry. Ale byliśmy trochę lepiej przystosowani i po krótkiej niewoli udało się nam nie tylko pokonać agresorów ale i przejąć ich planety. Zaczęliśmy ekspansje i stworzyliśmy niewielkie imperium. I wtedy nastąpił krach spotkaliśmy rasę dużo starszą i o wiele silniejszą. Ale ludzie w czasie kiedy jeszcze samostanowili o sobie, nie tylko wykorzystywali artefakty najstarszej rasy, jak większość zamieszkujących naszą galaktykę cywilizacji. Na szczęście prowadziliśmy też własne badania. Dzięki jednemu z nich powstała furtka umożliwiająca ucieczkę do czasopodobnej nieskończoności.

Ostatnio w wypowiedziach różnych ludzi czytałem głównie narzekania, że w obecnej sf strasznie zaniedbane jest "s". Sam też trafiłem na książki gdzie "s" autorów zatrzymało się chyba na szkole elementarnej. Muszę się przyznać, że zawsze wolałem "Królową nauk" zaś jej praktyczną siostrę traktowałem trochę po macoszemu. Ta powieść, jeśli nie interesowałeś się nigdy fizyką cząstek elementarnych i matematyką n-wymiarową, w niektórych fragmentach będzie dla ciebie jak przepis na suflet, tyle że po chińsku zapisany japońskimi znakami. Warto też, aby ułatwić odbiór tej powieści, przypomnieć sobie co to jest obiekt kwantowy i kiedy następuje załamanie funkcji falowej. Bo ta książka, to jest naprawdę kawał twardej SF.

Co byś zrobił gdybyś nagle uzyskał możliwość podróżowania w czasie i miał nieograniczoną możność oddziaływania i wpływania na ludzi i ludzkość? Czy chciałbyś pokierować jej rozwojem, przyspieszyć ewolucję, usunąć błędy i wypaczenia jej cywilizacyjnego rozwoju, zabawić się w naprawdę dobrego boga czy może wręcz przeciwnie?

Powieść ukazuje, pod tą fantastyczną otoczką naukowej fantastyki jak niebezpieczny jest każdy fanatyzm, nie tylko religijny ale i naukowy. Choć gdy się nieodpowiedzialnie podejdzie do zagadnień naukowych stają się one po trochu jakby religijne bardziej. Daje też takiego lekkiego prztyczka w nos, abyśmy nie byli zbyt zadufani i pewni swego, bo może nas to drogo kosztować.

Gdybym był trochę lepszy z fizyki może dałbym i więcej, choć z przesuwającymi się coraz dalej horyzontami naszej wiedzy, i to z zakresu fizyki właśnie, mogłoby się okazać, że są to obecnie bajdy i duby smalone, za które nic nie warto dawać. Ale mimo tej niepewności co do wartości (czyżby przechadzał się tędy kot Schrödingera) jej fizykonaukowej zawartości,  książka jest niezła i zasługuje na 7/10.

Stephen Baxter "Czasopodobna nieskończoność" tyt.org. "Timelike infinity" Wydawca Zysk i S-ka Wydawnictwo s.c. 1999 

5 komentarzy:

  1. Wydaje mi się,że takie starsze pozycje SF, zwłaszcza ze względu na swoją naukową "nieaktualność" mają w sobie jakąś magię - zwłaszcza,że czasami wymyślanki autorów okazują się prawidłowe ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale na tyle na ile pozwala mi moja wiedza z zagadnień fizycznych wypowiedzieć się, to ta powieść nie "znieaktualizowała" się za bardzo. Reszta jest czarną albo białą magią :)

      Usuń
    2. To chyba tym bardziej plus?
      Pytanie - czy jako wciąż raczkująca w SF, a do tego humanistka, dałabym radę przebrnąć przez tę książkę bez zgrzytania zębami?

      Usuń
    3. O ile nie będziesz chciała za wszelką cenę wszystkiego zrozumieć (część przyjmując na wiarę, że tak ma być i .) to powinno Ci się to udać :) W każdym razie ja tak zrobiłem.

      Usuń
    4. Ha! Tak robię gdy powieść SF przekracza mój zasób science-wiedzy**

      Usuń

Dziękuję za Wasze komentarze, to fajnie wiedzieć, że ktoś (poza mną) z tego korzysta.