Czasem życie dziwnie splecie się z czytaną właśnie książką. Z powodu wymiany jakiejś rury wyłączyli mi ciepłą wodę. Wydawałoby się, ot głupstwo. Toż ręce, nogi i pysk (ogolić też, nie tylko umyć) można i w zimnej (wojsko uczy, że dopóki woda nie wypada z kranu w kostkach, to jest ciepła). Ale części intymne, albo plecy (na samą myśl kurczy mi się to i owo). Co to "cywilizacja" robi z człowieka. A to tylko przez jeden dzień, był ten brak.
Często mówi się i piszę, że światem kręci forsa (albo pewna część ciała, nie wymieniana jako zbyt szlachetna) i na niej wszystko się opiera. Ale to nie do końca prawda, forsą się nie najesz. Ten świat (głównie ludzka cywilizacja) żyje dzięki trawie. Jakiej trawie, trawę to krowy żrą. Nie tylko krowy, my też. Chleby, bułki, makarony, kasze, kluski, ciastka, naleśniki, robi się ze zmielonych, w różnym stopniu, ziaren traw. Tak, tak, pszenica, żyto, proso, jęczmień, sorgo i ryż to trawy (bambus swoją drogą też, a chińszczyzna bez pędów bambusa to już nie to). Wyobraźcie sobie świat bez nich, bez tych pól malowanych zbożem rozmaitem, pozłacanych pszenicą, posrebrzanych żytem i bez tych łąk zielonych, szeroko nad błękitnym... dobra, dobra nie zasypiajcie jeszcze. Nie musicie sobie wyobrażać, możecie o tym przeczytać.
Wiele horrorów widział człowiek, sporo też przeczytał. Szczerze powiedziawszy te wszystkie nadprzyrodzone istoty: duchy, zombi, wampiry, wilkołaki i inne jakoś mało mnie straszyły. Na tym świecie najbardziej przerażającym stworzeniem jest człowiek. Pod cienką pozłotką "ucywilizowania" czai się okrutna i niebezpieczna bestia. Co może dziwić, im bardziej cywilizowany był człowiek przed upadkiem, tym gorszy staje się potem. Ale w tej książce było coś realnie przerażającego, to informacja, że już nie będzie piwa (tym, którzy się teraz uśmiechnęli, powiem, że nie będzie też whisky, burbona, absolutu, araku, starki, rumu, żubrówki itd.). Przeżyłem coś takiego w rzeczywistości. Byłem w Izraelu w czasie święta Pesach (Paschy), kiedy nie wolno spożywać niczego, w czym mogłoby być skwaśniałe zboże. Dlatego w żydowskim sklepie nie kupisz, żadnego alkoholu zbożowego, kaszek dla dzieci, pieczywa (poza macą). Po bułki i browar trzeba było jechać do dzielnicy arabskiej, gdyby nie oni, to strach pomyśleć.
Autor nie ustrzegł się niestety błędów, jak to typowy mieszczuch (pisze to z pełną świadomością), dla którego łąka przypomina miejski trawnik, na którym głównie rośnie trawa. Łąka to jednak nie tylko trawa, ale i rośliny kwiatowe jak choćby koniczyna, zioła wszelakie, mchy i inne rośliny zielne nie mające z trawami nic poza kolorem wspólnego. A jak wiemy natura nie znosi próżni, nie byłoby więc aż tak źle jak to opisuje autor. Tylko, że przeciętny mieszczuch tego nie zauważy. Byłaby też gryka, z której można i produkuje się mąkę, ale ciasteczka gryczane nie są takie smaczne jak pszenne. Z roślin strączkowych, takich jak fasola też można uzyskać mąkę, ale to już nie to. Byłoby źle, ale nie aż tak tragicznie. Autor jednak znakomicie wykorzystuje nieznajomość i niewiedzę większości ludzi (a nawet takich jak ja, którzy wiedzą o tym, udaje mu się przekonać do swojej wizji). Powieść dzięki temu jest upiorna.
Świat się kończy. Świat w miarę spokojny, w miarę cywilizowany. Bez wojny, bez broni atomowych i chemicznych. Bez dżihadu i terrorystów. Bez nadprzyrodzonych czy też przybyłych z innej galaktyki istot (choć tu można by się spierać). Wszystko z powodu małej prawie martwej formy życia jaką jest wirus. Czy coś z tego umierającego świata da się uratować?
Jakby to powiedział J: "na moim gównomacie 7/10". Warto sobie przypomnieć, że wcale tak daleko nie odpełzliśmy na drabinie ewolucji od naszych przodków, jak nam się wydaje. Wystarczy bardzo niewiele abyśmy się bardzo cofnęli.
John Christopher "Śmierć trawy" tyt. org. "The death of grass" Wydawca Wydawnictwo "Iskry" 1992
Wiek już taki, że pamięć wewnętrzna szwankować zaczęła, to tu będzie taki mój niepamiętnik.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Świat bez chlebka, naleśniczków, goferków, pączków, ciasteczków........ Tak, to byłby horror, nawet zombiak nie taki straszny z wizją braku urodzin bez tortu (!). ;)
OdpowiedzUsuńA grill bez piwka i nie byłoby murzynka ani makowca, już nic nie pisząc o żurku, horror.
UsuńPiwka nie pijam, za makowcem nie przepadam, ale murzynka uwielbiam, z bardzo dużą ilością kakao. Jeżu kolczasty, będę miała dzisiaj koszmary!
UsuńNie jadłaś makowca mojej roboty.
UsuńNie ma murzynka, uuuuUUuuu, i więcej już nie będzie, UUuuUuuu.
Jak zrobisz makowiec bez maku, to zjem. :D
OdpowiedzUsuńNie strasz mnie. :P Idę śnić ten koszmar. Choć mam nadzieję, że może nie koszmar a Vuko Drakkainen mi się przyśni, bo ostatnio namiętnie o nim czytam. ;)
Zrobiłbym z makiem, zjadłabyś i poprosiłabyś o dokładkę (chyba, że jesteś uczulona na mak, wtedy współczuje). Jeśli mówisz to na podstawie kupnych, to też Ci współczuję i się nie dziwię.
UsuńJakby jeszcze przyniósł murzynka ;)
Chyba nie jadłam kupnych makowców, nie wiem, nie pamiętam. Ale pamiętam, że jadłam domowe makowce pieczone przez dobre gospodynie domowe, dobre w pieczeniu ciast, i też mi nie smakowało.
UsuńRety, jakby Vuko mi w śnie przyniósł murzynka, to bym się zapłakała, że to tylko sen. ;)
O, jaka dziwna wizja apokalipsy. Wtykam do schowka.
OdpowiedzUsuńŚwiat bez tego typu recenzji też był dużo dużo uboższy. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń