27 lutego 2014

Przez ocean próżni

Ciekawi mnie, co myślał Krzysiek Kolumb wyruszając w 1492 roku, na swoją pierwszą wyprawę, mającą na celu odnalezienie zachodniej drogi do Indii? Czy obawiał się tego, że może nie wrócić? Zdawał sobie sprawę, jak niebezpieczna (mimo braku tych wszystkich potworów zamieszkujących ówczesne oceany) jest to wycieczka? Czy był zdziwiony/zaskoczony odkryciem nowych lądów i brakiem możliwości dopłynięcia tą drogą do Indii (na kanał Panamski, musiałby zaczekać jakieś 428 lat, ewentualnie mógł opłynąć przylądek Horn, o ile by go znalazł oczywiście, choć to mogłoby się tragicznie skończyć)?
Teraz zaczynają się szepty o wyprawie na Marsa (co o tyle wydaje mi się dziwne, że mamy znacznie bliżej, dość duże ciało niebieskie, które powinniśmy zdobywać i kolonizować w pierwszej kolejności, chociażby jako trening i przyszłą bazę wypadową do dalszych wypraw). Jakie będą myśli tych straceńców, którzy wyruszają w podróż bez powrotu? Czego najbardziej się obawiają, a co ich nakręca? Może takie jak Paul Marlowe wyruszający, dwa lata temu (powieść napisano w 1967 roku) na pokładzie Gloria Mundi w kierunku Altaira oddalonego od Ziemi o blisko siedemnaście lat świetlnych.

Jak już zdradziłem powieść powstała w 1967 roku. Dopiero pierwsze powojenne pokolenie wchodzi w życie. Żywa jest jeszcze pamięć o "zrzeszonej" europie. A tu proszę, autor wpadł na pomysł Zjednoczonych Stanów Europy i właśnie one zbudowały Gloria Mundi, który był jednym z trzech statków kosmicznych zbudowanych przez ludzi. Amerykanie zbudowali Mayflower, oczywiście największy i najdoskonalszy. Rosjanie Czerwony październik (zaczynamy polowanie) nieco mniejszy ale za to najszybszy. Jak łatwo wydedukować, Gloria jest najmniejsza i najwolniejsza, dlatego leci najdalej.

Odnaleźć w kosmosie planetę zdatną do zamieszkania, to fart. Wyszukać taką, na której jest jakieś życie, niebywałe szczęście. Trafić na taką, na której rozwinęła się już jakaś cywilizacja, to nieprawdopodobne, a jak na dokładkę jeszcze, jest to cywilizacja istot humanoidalnych, ba od ludzi różniących się tylko ilością palców u dłoni, wręcz niemożliwe. A co jeśli Ziemia wcale nie jest kolebką ludzkiej cywilizacji, tylko jeszcze jedną kolonią?

Widać fascynację autora antyczną kulturą Majów, którzy też, miedzy innymi, nie stosowali kół do transportu. Świetnie opisany świat. Cywilizacja ukazana ze swoją wiarą, polityką i psychologią narodu. Pomysły na samą historię, nagłe jej zwroty, oraz odmiany losu przykuwają do książki jak kajdanki. Dobrze nakreślone postacie, nawet te wydawałoby się najmniej istotne. Jedyną wadą jest długość, dopiero co zacząłeś, a tu już koniec. Dlatego właśnie 7/10.

Edmund Cooper "Po drugiej stronie nieba" tyt. org. "A far sunset" Wydawca Wydawnictwa "ALFA" 1987

2 komentarze:

  1. W wolnej chwili, dlaczego nie?

    pzdr

    OdpowiedzUsuń
  2. O, gdzieś natrafiłam na ten tytuł (w jakimś antykwariacie) i ciekawa byłam o czym to. Jak się znowu natknę to chyba kupię.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za Wasze komentarze, to fajnie wiedzieć, że ktoś (poza mną) z tego korzysta.